Zdarzają się jednak niewdzięczni ludzie. Kiedy to są dzieci, można to jeszcze zrozumieć i wytłumaczyć. Ale kiedy dorosła osoba zachowuje się nieodpowiednio, a robi to z przekonaniem – tu już jest problem. Nic nie udowodnisz.
Mój mąż ma córkę z pierwszego małżeństwa. Płaci alimenty – dwa tysiące złotych miesięcznie. Oprócz tego nie daje nic więcej, bo uważa, że jeśli dorosłemu mężczyźnie wystarcza taka suma na jedzenie, paliwo i ubrania, to dla trzynastoletniej dziewczynki tym bardziej.
Byłej żonie mojego męża nie odpowiada taki układ – chciałaby więcej. Ona pracuje, jest ponownie mężatką, ma dwoje dzieci z nowego związku. Nie znam ich sytuacji finansowej, ale Wiktoria pracuje w sklepie jako sprzedawczyni, a jej mąż jest pracownikiem biurowym. Nie mają samochodu, mieszkają z matką Wiktorii. Nawet kredytu hipotecznego nie wzięli.
Córka męża, Anna, kiedyś żaliła się, że poprosiła mamę o obiad za 17 złotych, a mama powiedziała, że nie ma pieniędzy. Na wycieczkę szkolną latem też nie pojechała, bo mama znowu powiedziała, że nie ma pieniędzy. A przecież 2000 zł alimentów to niezła suma!
Teściowa również wtrąca się w sprawy męża. Dobrze dogaduje się z moją poprzedniczką. Ale mąż jest w tym temacie nieugięty. Mówi matce, że jeśli chce, żeby na jego wnuczkę wydawano więcej, to sama może jej pomagać finansowo.
„Sprzedałam działkę – teraz chodzę i płaczę. Tyle wspomnień, ale syn powiedział, żeby sprzedać, więc nie było wyboru”: historia mamy
„Żona spała obok, a na Facebooku napisała do mnie piękna nieznajoma. Otworzyłem jej stronę, ale sumienie powstrzymało mnie przed głupotą”: z życia
Wiek to tylko liczba: "Kilka lat temu musiałem mieszkać u babci i dziadka. Kiedy odjeżdżałem, zostawiłem u nich prawie wszystkie swoje rzeczy"
Prawdziwa historia o odważnym ojcu, który przyjął poród swojego dziecka przed przyjazdem karetki
Ja nie dogaduję się z teściową, ona ze mną też. Nie mamy ze sobą nic wspólnego! Po ślubie wyjechaliśmy z mężem na tydzień na krótki wypoczynek, coś w rodzaju miesiąca miodowego. Teściowa powiedziała o nas wiele złych rzeczy, ponieważ nie zabraliśmy Anny.
Według niej, powinniśmy byli zabrać dziecko na wakacje. Miała swoją wersję wydarzeń: – Syn by ją wziął, to ty byłaś przeciwko! Wnuczce nie poszczęściło się z macochą! – Nie jestem macochą! Jestem tylko żoną jej ojca i nic więcej. I nie wasza sprawa, kogo zabieramy, a kogo nie. To nasz miesiąc miodowy! Może powinniśmy postawić Anię obok nas przy ołtarzu podczas ślubu?
Teściowa nazwała mnie chorą i stwierdziła, że mój umysł jest nieuleczalnie głupi. Usłyszała ode mnie, że nie ocenia się innych według siebie. Od tego czasu staramy się unikać kontaktu. Mamy z mężem kredyt hipoteczny, wzięliśmy go siedem lat temu. Rata jest niewielka, ale jednak jest.
Więcej kredytów ani długów nie mamy. W maju straciłam pracę. Nową znalazłam dopiero pod koniec lipca. Przez dwa miesiące byłam bezrobotna. Miałam jakieś oszczędności, jestem w tym względzie prawdziwym chomikiem.
Na początku czerwca przyjechała do nas Anna na miesiąc. Jej mama wzięła urlop, zabrała młodsze dzieci i wyjechała na działkę na miesiąc. Bez względu na to, jak długo dziecko przebywa u drugiego rodzica, alimenty i tak są płacone. Ja byłam bez pracy, mężowi odliczyli 2000 zł z pensji, a jeszcze Anna była z nami...
– Zupy nie chcę. Tego nie chcę. Puree z parówką nie chcę. Kurczaka nie chcę. Sałatki nie chcę – codziennie słyszeliśmy od Ani.
Chciała tylko jogurty, ale te najdroższe. Jadła po pięć dziennie, co wychodziło dość drogo. Kieszonkowe, pieniądze na dojazdy do koleżanek, na okulary przeciwsłoneczne...
– Wizyta twojej córki kosztuje nas bardzo dużo – powiedziałam do męża. – Nie wiem, kiedy znajdę pracę. Pieniądze topnieją jak śnieg na wiosnę. Czy nie mógłbyś z nią porozmawiać, żeby jadła normalne jedzenie?
– W domu przecież raczej nie je samych jogurtów od rana do wieczora. Na same jogurty dziennie idzie niemała suma.
– Porozmawiam z nią – obiecał mąż.
Anna się uparła. Mąż zastosował metodę kija i marchewki. Na śniadanie i obiad nie jadła, ale na kolację zjadła i zupę, i spaghetti z kotletem oraz sałatkę warzywną. Następnego ranka nie odrzuciła naleśników serowych.
Problem został rozwiązany. Przez kilka dni wszystko było w porządku. A potem uderzył piorun! Anna podsłuchała moją rozmowę z mężem i opowiedziała mamie o mojej irytacji na temat wydatków na jogurty.
Wiktoria zadzwoniła do mojej teściowej, porozmawiały sobie o mnie, bezrobotnej, obrażając mnie za liczenie jedzenia dziecka, a potem rozniosły swój święty gniew po okolicy.
Mąż dostał tonę wiadomości. Wiktoria i teściowa prześcigały się w dowcipach. Nie było jednak zwycięzców, bo obie nie miały ani rozumu, ani wyobraźni! Mąż wysłał obie tam, gdzie wiedzą, że się nie wraca.
Wiktorię zbluzgał, matkę – potraktował literacko. To nie ich sprawa, czy mam pracę, czy nie!
– Kiedyś zadzwoniła do mnie jedenaście razy w sprawie czterech złotych na szkolną przepustkę. A przez 60 złotych dziennie na jogurty, to w ogóle powinna się zadławić – powiedział mąż.
Mąż porozmawiał z córką: podsłuchiwanie jest niegrzeczne, plotkowanie również. Anna przeprosiła. Resztę czerwca zachowywała się spokojnie, nie grymasiła przy jedzeniu. Jeśli nie chciała zupy, sama sobie smażyła jajka.
Pierwszego lipca odwieźliśmy ją do domu. Wiktoria była jeszcze na działce. Po Anię wyszła matka Wiktorii. Nie leniła się, wyszła! Nawet o jogurty mi wypomniała!
Mąż zapytał:
– Czym wy właściwie karmicie dziecko? Aniu, co jesz w domu?
Ania zaczęła wyliczać: zupy, makarony, parówki, kurczaka. Mąż zapytał byłą teściową, gdzie w tym wszystkim jest pięć jogurtów dziennie?
Odpowiedziała, że nie płaci tyle alimentów, żeby jej córka mogła codziennie jeść jogurty. Ciekawe, co nie? Dla nich 2000 zł to za mało na wydatki na jogurty. Dla nas jednak to wystarczało!
W czerwcu wypłacił alimenty, a za resztę żyliśmy we troje. Z tych pieniędzy musiało wystarczyć na jogurty, a im nie starczało! – oburzał się mąż, gdy wrócił do domu.
Jest już wrzesień, a matkę Anny i moją teściową nadal rozrywa gniew o te jogurty! Według Wiktorii, mąż to zły ojciec. Jest skąpy i wydaje wszystkie pieniądze na mnie, a nie może kupić swojej córce jogurtu.
Chyba będą jeszcze przez sto lat o tym rozmawiać! Co jest? W domu Ania je to, co dają! Do nas przyjechała, chciała pokazać charakter, ale nie wyszło! Nikt nie zmuszał jej, żeby jadła tylko to, co my jedliśmy. W końcu została przyzwoicie wychowana, prawda?"
Pisaliśmy również o: Pan Paweł kochał swoją żonę, że nie wyobrażał sobie życia bez niej. Tak też się stało, los jakby go „sprawdził”: historia z życia o prawdziwej miłości
Może zainteresuje: „Po ślubie mama zmieniła swój stosunek do mojej Anny, jakby była służącą. Uciekliśmy od nich. Do dziś ukrywam swój adres”: historia syna z Warszawy
Przypominamy: "Mój Jurek zapisał się na siłownię, poprawił formę fizyczną, kupił nowe perfumy i zaczął dbać o buty. Bez wątpienia – ma kochankę": historia z życia