Mam koleżanki, ale nie chcę opowiadać im o swoich problemach.
Dzisiaj rozmawiamy, a jutro – już nie. Wtedy każda pies z wioski będzie wiedzieć, co dzieje się w mojej rodzinie. Moja mama mówiła mi kiedyś:
„Najlepsza przyjaciółka to twoja poduszka. Chcesz komuś się wypłakać, weź poduszkę, wypłacz wszystkie łzy, a dla ludzi zawsze bądź uśmiechnięta.”
Kiedyś mieszkałam w mieście. Po ślubie z mężem postanowiliśmy nie zostawać na wsi, mimo że mieliśmy tam dom. Dom zostawiliśmy na wszelki wypadek, a sami wynajęliśmy mieszkanie i próbowaliśmy ułożyć sobie życie.
Dzięki Bogu, wszystko poszło nam jak najlepiej. Urodziła się córka, a potem wzięliśmy mieszkanie na kredyt. Mąż dosłużył się kierowniczego stanowiska, a ja spróbowałam własnych sił – szyję bieliznę.
Żyliśmy dostatnio, mieliśmy wszystko, czego potrzebowaliśmy, a nawet więcej. Wiki od dziecka nie znała słowa „nie”. Myślę, że ją rozpieszczaliśmy, i teraz bardzo tego żałuję. Wiecie, ostatnio często myślę o tym, co przeżyłam.
Gdybym mogła jeszcze raz wybierać, zostałabym na wsi i nie zgodziłabym się na przeprowadzkę do miasta. Po tym, jak mąż zasmakował dostatniego życia, całkowicie się zmienił. Przestał utrzymywać kontakt z naszymi starymi przyjaciółmi, bo już do nich nie pasował.
Przestał zabierać nas z córką na wycieczki za miasto, bo teraz liczyły się tylko restauracje i ośrodki zdrowia. Brzydziłam się życiem z takim napuszonym pawiem. Nic dziwnego, że po pewnym czasie znalazł kochankę, a ja złożyłam pozew o rozwód.
Mąż zostawił mi mieszkanie, a sam poszedł do swojej młodej piękności. Niech robi, co chce, mnie to już nie obchodzi. Dopiero co rozwiązałam sprawę z mężem, a tu zaczęła się córka.
Widzi pani, zrobiło się jej ciasno mieszkać z mamą w dwupokojowym mieszkaniu. Mówi, że swoim nadmiernym kontrolowaniem nie daję jej szansy na ułożenie sobie życia. Byłam tak zmęczona wszystkim, że zostawiłam córce mieszkanie, a sama wróciłam na wieś do naszego starego domu.
Sama wszystko tam ogarnęłam, posprzątałam, skosiłam trawę na podwórku, dogadałam się z sąsiadem, żeby zrobił mi ogród. Zrobiłam drobny remont i zaczęłam się urządzać.
Zadzwoniłam do córki, żeby przyjechała w odwiedziny i pomogła mi, a ona oznajmiła, że nie pojedzie na wieś, bo jeszcze sama stanie się „wiejską dziewuchą”. Czyli dla niej my nie jesteśmy ludźmi. Niby wychowywałam ją jak należy, a wyrosła taka samolubna egoistka jak jej ojciec.
Zastanawiam się teraz, czy nie pomóc córce stać się „normalnym człowiekiem” i nauczyć ją szacunku do pracy. Mieszkanie jest na mnie, mogę spokojnie wynająć je komuś, a córce wskazać drzwi.
Niech sobie wynajmie mieszkanie, płaci za rachunki, znajdzie pracę, może nawet dwie, a kiedy zobaczy ceny produktów, które jej po prostu z wioski przywożę, może wtedy stanie się wzorową córką.
Tatuś Wiki jej nie pomoże. Wspólna znajoma mówiła, że ma poważne problemy w pracy. Jego kochanka kiedyś miała romans z dyrektorem. Widocznie tamten się obraził, że jeden z pracowników „odebrał” mu dziewczynę. Kto wie, może mój były straci pracę. Cóż, nie ma co mówić, ale przekonuję się ciągle, że świat jest okrągły.
Może to niezbyt ładnie z mojej strony, że życzę swojej rodzinie problemów. Może powinnam dać im obojgu spokój. Po prostu jest mi przykro, że przez całe życie dbałam o kogoś, starałam się, zapominałam o sobie, a teraz nikt nie pamięta o moich wysiłkach. Wiele matek obwinia się o złe wychowanie swoich dzieci.