Pochodzę ze wsi. Tam się urodziłam, uczyłam, poznawałam świat i ludzi. Nigdy nie ukrywałam swojego pochodzenia i nie wstydziłam się go. Po ukończeniu szkoły dostałam się na studia na wydział ekonomii.

Wykłady były dla mnie interesujące, lubiłam wykładowców, a życie studenckie bardzo mi odpowiadało. Nie to, żebym dużo się bawiła, ale nowi przyjaciele, znajomości i wydarzenia pozostawiły ślad w moim życiu.

W naszej grupie był student, który zawsze znajdował się w centrum uwagi. Taki niewinny buntownik. Roman podobał się wielu dziewczynom, ale nie zwracał na żadną uwagi. Wszystkie mylnie sądziłyśmy, że ma już dziewczynę.

Pewnego razu nasza opiekunka grupy zorganizowała wspólny wyjazd w Tatry. Namioty, natura, ognisko, piosenki przy gitarze – to był niezapomniany weekend. Dla mnie miał on szczególne znaczenie, ponieważ Roman mnie zauważył i spędziliśmy razem dużo czasu.

Kiedy wróciliśmy do naszego studenckiego życia, zaczęliśmy się spotykać. Wszyscy się dziwili, jak to możliwe, że między duszą towarzystwa a szarą myszką zrodził się związek romantyczny. Choć wróżono nam szybkie rozstanie, wszystkich zaskoczyliśmy, gdy na czwartym roku ogłosiliśmy nasze zaręczyny.

Popularne wiadomości teraz

"Мogłabym przyznać się ukochanemu że mieszkanie za które płaci czynsz jest moje. Umienie mi nie przeszkadza, co miesiąc dostaję 3000 złotych": z życia

Ksiądz wpuszcza do kościoła psy z ulicy, aby znalazły nowe rodziny

Piękna wieczorna modlitwa do Anioła Stróża

Nie wyrzucaj obierek po ziemniakach! Mają kilka cennych zastosowań!

W tym samym czasie Roman postanowił przedstawić swoich rodziców przyszłej narzeczonej. Ojciec Romana był chirurgiem, mama profesorem. Taka typowa rodzina inteligencka. A tu ja, dziecko kucharki i drwala.

Nic dziwnego, że pani Bożena od razu okazała swoją pogardę i otwarcie stwierdziła, że nie jestem odpowiednią partią dla jej syna. Ojciec Romana stał po stronie żony. Spotkanie zakończyło się moimi łzami i buntem Romana. Spakował swoje rzeczy i wyraźnie oświadczył rodzicom, że zamierza się ze mną ożenić, czy tego chcą, czy nie.

Oczywiście byli wściekli, ale z czasem trochę się uspokoili. Wesele zrobiliśmy małe, tylko dla najbliższych. Po ślubie rzadko utrzymywaliśmy kontakt z rodzicami Romana. Częściej jeździliśmy do moich rodziców na wieś.

Choć byliśmy biednymi ludźmi, to właśnie moi rodzice pomogli nam kupić własne mieszkanie. Tymczasem miejska inteligencja trzymała się z boku.

Minęły lata. Niestety, moi rodzice odeszli przedwcześnie. Pierwsza zmarła mama, a ojciec nie przeżył ciężkiego smutku, więc poszedł za nią. Byłam zdruzgotana i załamana, ale trzymałam się dzięki wsparciu mojego męża.

Muszę przyznać, że teściowa i teść, ku mojemu zdziwieniu, również mnie wspierali i byli przy mnie w trudnych chwilach, biorąc na siebie wszelkie organizacyjne sprawy.

Minęło pół roku, właśnie zakończyłam procedurę przepisania domu i ziemi rodziców na siebie. W weekend pojechaliśmy w odwiedziny do rodziców Romana. W pewnym momencie pani Bożena zapytała, co zamierzam zrobić ze swoim dziedzictwem. Powiedziałam, że jeszcze nie wiem, a wtedy teściowa zaskoczyła mnie swoją propozycją:

– To oddaj dom nam, zrobimy tam naszą działkę. Od dawna chcieliśmy spędzać więcej czasu na świeżym powietrzu.

Roman poparł pomysł matki i nawet nie dał mi czasu na zastanowienie. W domu mieliśmy poważną kłótnię, ponieważ nie zamierzałam wpuszczać obcych ludzi do domu rodziców, w którym się wychowałam.

Mąż obraził się, że uważam jego rodziców za obcych. Nie rozmawiamy od kilku dni. Teściowa zadzwoniła, aby zapytać, kiedy oddam im klucze. Oczywiście, że byłam wobec niej nieuprzejma i powiedziałam, że nie zamierzam niczego oddawać.

Jestem zdumiona, jak ludzie mogą być tak bezczelni. Jeszcze bardziej denerwuje mnie zachowanie Romana. Przecież wie, jak jego rodzice mnie traktują. Prosto w oczy nazywali mnie wieśniarą, przy mnie prosili syna, żeby ze mną zerwał, a teraz po tym wszystkim mam oddać im dom moich rodziców. Nigdy tego nie zrobię!

Przyjaciółka radzi mi ustąpić i odpuścić. Mówi, że przez starą ruderę stracę ukochaną osobę. A ja się zastanawiam, czy można nazywać ukochanym mężczyznę, który staje po stronie egoistycznych rodziców...