Przywykłem przychodzić do teściowej i widzieć tego dużego, czarnego psa, zajętego swoimi ważnymi, psimi sprawami. Nie byłem przygotowany na to, że ten olbrzym będzie teraz leżał w moim mieszkaniu, gryzł moje buty, meble, a co gorsza, zasypywał mieszkanie sierścią.

Gryzie wszystko, straszy dzieci, warczy na mnie, załatwia się w domu, a na spacery trzeba wychodzić we dwójkę, żeby go utrzymać. Wzywałem treserów, wydałem na to mnóstwo pieniędzy, żeby nauczyli mnie, jak sobie z nim radzić, ale bez efektów.

Już byliśmy gotowi na wszystko z tym nieokiełznanym psem, ale teść stwierdził, że jeśli pies umrze, to on też będzie gotów odejść. Zostawiliśmy psa.

Dzieci latem chodzą w dżinsach z długimi rękawami, ukrywając ślady pogryzień, żeby nie martwić dziadka. Jesienią pies stał się zupełnie dziwny, dziczał, gryzł swoją skórę i wył. Nie wiem, może wydaje mu się, że jest wilkiem…

Okazało się, że trzeba go jeszcze trymować. Objechaliśmy wszystkie salony, ale nigdzie nie chcieli przyjąć tak agresywnego psa. W końcu ktoś nam polecił jednego specjalistę.

Popularne wiadomości teraz

"Syn przywiózł i zostawił wnuka z psem bez ostrzeżenia. Zupełnie zapomniałam, że źle się czułam, bo byłam im potrzebna": kochająca babcia

"Pierwszy raz Natali szła do teściowej w gości jako synowa ale postanowiła nie mówić, kim była jej babcia i podziękowała za smaczne jedzenie": z życia

„Bóg wezwał moją teściową do siebie. Zabieramy teścia do nas. Mieli psa, dużego, czarnego i kudłatego. Zabraliśmy go, a on przyniósł nam wiele zmian”

Prawdziwa historia o odważnym ojcu, który przyjął poród swojego dziecka przed przyjazdem karetki

Zawiozłem psa. Zaciągnąłem go siłą. Pies szarpał się jak wściekły. Wychodzi młoda dziewczyna, drobniutka. Mówię jej: „Zapłacę, ile trzeba, nawet pod narkozą.” A sam myślę, może przy tej narkozie oddałby duszę Bogu, bo już naprawdę nie mamy siły go znosić.

Ona bierze smycz z moich rąk, każe wrócić za dziesięć minut, i spokojnie prowadzi psa. Wracam, jak kazano. Patrzę, a ta dziewczyna przycina sierść między palcami pięknemu psu.

Pies stoi dumnie, prosto, jak oficer na paradzie, a w pysku trzyma pomarańczową gumową piłkę. Zapatrzyłem się, jaki piękny z niego pies.

Dopiero gdy spojrzał na mnie kątem oka, zrozumiałem, że to mój pies. Dziewczyna mówi:

– Pokażę, jak myć mu zęby i przycinać pazury.

Nie wytrzymałem i opowiedziałem jej całą historię. Zastanowiła się i mówi:

– Musicie zrozumieć jego sytuację. Wiecie, że jego pani umarła, ale on tego nie wie. W jego oczach zabraliście go z domu bez niej i przetrzymujecie na siłę. Dziadek też to przeżywa. Ponieważ nie może uciec, robi wszystko, byście go wyrzucili. Porozmawiajcie z nim jak mężczyzna z mężczyzną, wytłumaczcie mu, uspokójcie go…

Załadowałem psa do samochodu i pojechałem prosto do starego domu teściowej. Otworzyłem drzwi, dom pusty, czuć, że nikt tam nie mieszka. Opowiedziałem mu wszystko, pokazałem. Pies słuchał. Nie wierzył, ale nie warczał. Zabrałem go na cmentarz, pokazałem grób.

Podszedł sąsiad teściowej, który odwiedzał swoje bliskie groby. Usiadł z nami, wypiliśmy po łyku, psu też daliśmy. I nagle on ZROZUMIAŁ! Uniósł głowę i zawył, potem położył się obok pomnika i długo leżał, wtulając pysk w łapy. Nie spieszyłem się. Gdy sam wstał, poszliśmy do samochodu.

W domu psa nie poznali, a gdy go rozpoznali, nie mogli uwierzyć. Opowiedziałem, jak pracownica salonu dała mi radę, co z tego wyszło. Syn nie dokończył słuchać, złapał kurtkę, klucze do samochodu, i poprosił o adres salonu.

– Po co ci? – pytam.

– Tato, ożenię się z nią.

– Zwariowałeś? Nawet jej nie widziałeś. Może wcale do ciebie nie pasuje.

– Tato, jeśli zrozumiała psa, to czy nie zrozumie mnie?

Krótko mówiąc, trzy miesiące później wzięli ślub. Teraz dorasta trójka wnuków. A pies? Wierny, spokojny, posłuszny, niesamowicie mądry staruszek, pomaga opiekować się dziećmi. I nawet zęby mu wieczorem czyszczą…”