Chcieli jedynie przekazać radosną wiadomość, że są o krok bliżej do ich wspólnego marzenia. Ale dzieci mają pracę, która całkowicie pochłania ich czas i sprawia, że zapominają o tych, którzy kochają je najbardziej.
Niestety, ta historia jest zbyt często spotykana w naszym życiu, w wielu rodzinach zdarzają się podobne sytuacje.
— Witaj, córeczko, jak się masz, pewnie jesteś zajęta?
— Mamo, cześć, oddzwonię, dobrze? Jestem za kierownicą — Kasia rzuciła telefon na siedzenie obok, spieszyła się na kolejne spotkanie z partnerami, którzy bardzo nie lubili czekać...
— No i co, rozmawiałaś z córką? — z goryczą zapytał mąż.
Po raz pierwszy zostałam mamą, nie rodząc dziecka. 'Co mnie obchodzą cudze dzieci. Niech to matki się o nie martwią' – mówiłam i nie wytrzymałam
Dziecko zostawiło psa i notatkę w parku. Płakali prawie wszyscy
Piękna wieczorna modlitwa do Anioła Stróża
Hybryd psa i kota. Zdjęcia tego zwierza bardzo popularne w sieci
— Powiedziała, że oddzwoni, ale pewnie znowu zapomni. Nic nie szkodzi, zadzwonię teraz do Saszy...
— Synku, cześć, jesteś zajęty? Aaa, tak, tak, oczywiście, przepraszam, pamiętaj, proszę...
— Ha-ha, a nie mówiłem, po co się zapowiadać dzieciom, oni nawet nie zauważą, że nas nie będzie przez miesiąc. Kupimy dom, wtedy ich zaprosimy. Mają już swoje życie. Dzieci, jak pisklęta, wychowaliśmy je, a teraz odleciały, a my zostaliśmy we dwoje, jak zawsze, tylko ty i ja... — mąż starał się pocieszyć żonę, choć sam miał gorzkie uczucie w sercu z powodu wiecznego zajęcia dzieci i ich obojętności wobec rodziców.
— Jak myślisz, byliśmy dobrymi rodzicami?
— Nie wiem, ale się staraliśmy.
Oboje pogrążyli się w swoich myślach...
Następnego ranka ani dnia później dzieci nie oddzwoniły. A przecież ich rodzice wyjeżdżali na cały miesiąc nad morze do Sopotu, tam mieli zamiar kupić mały domek dla siebie, dla przyszłych wnuków, dla dzieci.
— Może autobusem?
— Jakim autobusem? W obie strony? Terkotać nim? Pojedziemy samochodem.
— Będzie ci ciężko.
— Dam radę, to nie pierwszy raz.
Kupili domek nad morzem, cieszyli się sobą, a Maria co jakiś czas chciała zadzwonić do dzieci, na co Marek jej zabraniał, mówiąc, że same zadzwonią, kiedy będą chciały...
Miesiąc później nadszedł czas powrotu, pakowania rzeczy i ostatecznej przeprowadzki...
— Marek, może jednak autobusem?
— Nie wymyślaj, pojedziemy powoli.
Marek jechał powoli, była noc, oczy same się zamykały, ale większość trasy już mieli za sobą, chciał jak najszybciej wrócić do domu.
Pisk hamulców, samochód, który wjechał na przeciwny pas, oślepił mężczyznę...
— Pani Kasia? — suchy głos odezwał się wcześnie rano w telefonie, gdy Kasia półprzytomna odebrała, myśląc, że to dzwoni mama.
— Tak, ja...
— Czy Maria i Marek to pani krewni?
— T-tak...
— Mieli wypadek, są w szpitalu w N., proszę przyjechać jak najszybciej... — rozmowa się urwała.
Kasia potrząsnęła głową, wybrała numer zapisany jako „Mamuśka”.
— Abonent poza zasięgiem — odpowiedział jej suchy metaliczny głos.
Wybrała „Tatuś”: Abonent poza zasięgiem...
— Po co w ogóle są te telefony — wykrzyknęła Kasia — skoro nie mogę się połączyć z tymi, z którymi chcę!
— Saszka, to on to zaaranżował... — krótki sygnał — Sasza, cześć, widziałeś? No po co, daj mamę z tatą, chcę z nimi porozmawiać... Co? Tak, jestem normalna, tak, wiem, która jest godzina... Sasza... to nie ty dzwoniłeś??
Pół godziny później brat i siostra jechali samochodem do miasta, gdzie w szpitalu leżeli ich rodzice. Oboje milczeli, przez cały miesiąc nie dzwonili do rodziców... każde z nich było zajęte swoim życiem, ale dlaczego żadne z nich nie znalazło jednej minuty, by zadzwonić do mamy i taty, przecież obiecywali. A teraz nawet nie wiedzą, co robili ich rodzice późno w nocy na drodze daleko od domu...
Kasia pogrążyła się we wspomnieniach: Oto biegnie z rozłożonymi rękami w stronę taty, który z radością klęka:
„Moja córeczka” i przytula ją mocno...
Oto mama nie śpi całą noc, siedzi przy łóżeczku Kasi... a tutaj rodzice śmiesznie się złoszczą, kiedy ona i brat robią kolejną psotę... łzy mamy i taty na pierwszym września, ostatni dzwonek, ich nieustanna troska, ich ciepła miłość... dlaczego przestała to doceniać? Kiedy??
Kasia spojrzała na Saszę, który trzymając mocno kierownicę, patrzył na drogę.
— Mamo, tato — mały Sasza podskakując biegł do rodziców, niosąc im grubą zieloną gąsienicę, a rodzice, przezwyciężając obrzydzenie, pozwolili synowi zabrać gąsienicę do domu.
Sasza wspominał z tęsknotą ich rodzinne spacery po lesie, jak z siostrą czasem ich nie lubili, a rodzice, trzymając się za ręce, mówili: „Jak dorośniecie, to to sobie przypomnicie” i drażnili dzieci, uciekając w las, a dzieci, prawie płacząc z żalu, próbowały ich dogonić...
Oboje pamiętali, jak rodzice, wykopując w małym ogródku basen dla dzieci, obiecali, że kiedyś na pewno kupią domek nad morzem, gdzie oni, dzieci, a także wnuki będą mogły przyjeżdżać i do woli pluskać się w morzu...
— Dzień dobry, państwo Marek i Maria są tutaj, jesteśmy ich dziećmi, możemy ich zobaczyć?
— Tak, oczywiście, stan stabilny.
Kilka dni później Marka i Marię przeniesiono do jednej sali. Ich życiu nic już nie zagrażało. Przez cały ten czas ich dzieci były blisko, wynajęli mieszkanie niedaleko szpitala i wspominali cudowne dzieciństwo, siedząc w kuchni i popijając wspólnie wino...
— Mamo, tato, co was tam zagnało? — Marek z Marią spojrzeli na siebie.
— No, kupiliśmy dom nad morzem, tak jak zawsze chcieliśmy — odpowiedział Marek.
Sasza i Kasia patrzyli milcząco na swoich kochanych rodziców. Zrozumieli wiele przez ten czas, kiedy dowiedzieli się o wypadku...
— Czy kiedykolwiek wam mówiliśmy, że jesteście najlepszymi rodzicami na świecie?...