Czasem wystarczy jedno małe wspomnienie, by ogrzać samotną duszę i oczami wyobraźni ujrzeć ukochaną żonę, która jest już w lepszym miejscu. Można też pójść do ogrodu na rabaty, które zostały przez nią stworzone.

Ale pan Grzegorz ledwo powstrzymywał się od uronienia kilku męskich łez, bo musiał sprzedać ukochany ogród swojej drogiej Anny.

Razem z żoną całe życie dbali o ten ogród, a Anna ozdabiała go kwiatami: stokrotkami, irysami, różami, mieczykami — nie było chyba kwiatu, którego by nie miała.

Pan Grzegorz, tak miał na imię mężczyzna, zawsze trochę się śmiał z żony i jej zamiłowania do kwiatów, mówiąc: „No przecież ich się nie da zjeść, tylko podlewać i tyle pieniędzy!” — narzekał, kiedy co wiosnę żona ciągnęła go na rynek po nowe kwiaty.

Ale Anna tylko się uśmiechała i powtarzała: „No Grzegorz, takiego jeszcze nie mam, kupmy!” I oczywiście Grzegorz zawsze się zgadzał — uwielbiał sprawiać żonie radość.

Popularne wiadomości teraz

Po raz pierwszy zostałam mamą, nie rodząc dziecka. 'Co mnie obchodzą cudze dzieci. Niech to matki się o nie martwią' – mówiłam i nie wytrzymałam

"W sensie, skąd macie brać pieniądze – zdziwiłam się – nie pracujecie, a ja muszę. Syn z synową żyli z tego, co im przesyłałam z Anglii." Z życia

Rodzice i siostra najprzystojniejszego tureckiego aktora Buraka Ozcivita.

Hybryd psa i kota. Zdjęcia tego zwierza bardzo popularne w sieci

I oto Anna umarła. Wszystko wydarzyło się tak szybko.

Dzieci, które mieszkały osobno w innych miastach, namówiły ojca, by sprzedał ogród: daleko tam jeździć, ciężko dbać, lata już nie te, żeby dźwigać na sobie ogród. A tu znalazła się dobra rodzina z dziećmi. Pan Grzegorz sprzedał ogród. Otrzymał niezłe pieniądze, ale ogarnęła go taka tęsknota — jakby zdradził Annę i jej kwiaty.

Pan Grzegorz miał starego psa. Kudłaty czarny Bim, którego znaleźli jeszcze jako szczeniaka w ogrodzie.

Pan Grzegorz godzinami spacerował teraz z Bimem i rozmawiał z nim: „No co, Bim, brakuje nam Anny i kwiatów, prawda? Ty je też lubiłeś, przyznaj się! Jak tam leżałeś i patrzyłeś na nie, pamiętasz? A ona krzyczała: Bim, czemu tu leżysz? Przecież dopiero co posadziłam!”

Bim słuchał go uważnie, jakby wszystko rozumiał. A wieczorami czasami cicho skomlał.

Pewnego wiosennego dnia, kiedy brudny śnieg leżał wzdłuż dróg, a kurz unosił się od przejeżdżających samochodów, pan Grzegorz spacerował z Bimem po ich zwykłej trasie, kiedy nagle pies pociągnął smycz w bok. Mężczyzna najpierw się opierał, a potem machnął ręką: ech, Bim, prowadź, gdzie chcesz. I ruszył za psem.

Ten, jakby wiedział, dokąd idzie: pewnie skręcił za róg i zatrzymał się. Pan Grzegorz rozejrzał się z zaskoczeniem. Stali przed kwiaciarnią, a właściwie za nią. Obok kosza na śmieci leżały wyrzucone kwiaty. Lekko zwiędnięte różowe goździki i białe chryzantemy jakby specjalnie były położone nie do kosza, ale do kartonu obok niego. Bim podprowadził pana Grzegorza prosto do kartonu i usiadł obok.

– Bim! No nie będziemy przecież brać tych kwiatów! – wykrzyknął mężczyzna, a pies spojrzał na niego, a potem znowu na karton. Pan Grzegorz pociągnął smycz, ale Bim nie zamierzał się ruszyć. Pan Grzegorz w końcu się zgodził: no dobra, weźmy kilka, zaniesiemy do domu, może ożyją?

Zabrali kwiaty do domu, pan Grzegorz odnalazł niebieski szklany wazon — ten, który Ania dostała na jubileusz. Wstawił kwiaty do wody, dodał trochę cukru. I kwiaty ożyły. Podniosły główki i tak pięknie stały na parapecie, że niebieski wazon przepuszczał promienie słoneczne. Bim i pan Grzegorz przez kilka minut patrzyli i nie mogli oderwać się od tego piękna, przyglądając się kwiatom.

Wiosenne dni mijały swoim rytmem, te kwiaty zwiędły, ale Bim znowu pewnie pociągnął pana Grzegorza do kwiaciarni. Znowu wzięli kwiaty, tym razem były to żółte tulipany i fioletowe irysy. I te również przez kilka dni cieszyły ich oboje w ich małym mieszkaniu.

Minęło kilka miesięcy, obaj już wiedzieli, kiedy przy kwiaciarni pojawiają się nowe, zwiędnięte kwiaty — w niedziele. I każdą niedzielę brali z kartonu nowe kwiaty.

Tak minęło lato, a przyszła jesień. Pewnego dnia Bim zatrzymał się jak wryty przed innym budynkiem — okazało się, że codziennie przechodzili obok, ale pan Grzegorz nigdy nie zauważył, że mieści się tam sklep artystyczny.

Stali przez chwilę, a potem razem weszli: starszy mężczyzna i stary pies. Pan Grzegorz przypomniał sobie, jak dawno temu, jeszcze w młodości, uwielbiał rysować. Nawet brał mały sztalugę i wyruszał na wieś malować pola, rzekę, wiejski kościół.

Atmosfera i zapachy sklepu jakby zawróciły starszemu mężczyźnie w głowie: za wszystkie pieniądze, które miał przy sobie, kupił ołówki, papier, farby — wszystko, na co miał ochotę i na co mu starczyło pieniędzy.

Trochę zdezorientowany, ale zadowolony, wrócił do domu i posadził Bima obok kwiatów w niebieskim szklanym wazonie. Potem położył go, a potem znowu posadził: pies nie stawiał oporu. „No dobra, namaluję was!” I namalował: na kartce pojawił się zabawny kudłaty pies i wazon z kwiatami, a promienie słoneczne jakby przenikały cały obraz.

„A może zaniesiemy twój portret do kwiaciarni, podziękujemy za kwiaty”.

Powiedział, zrobił. Pan Grzegorz i Bim poszli do kwiaciarni z rysunkiem. Przywitała ich miła dziewczyna: „Obserwuję was od dłuższego czasu” – uśmiechnęła się. „I nawet czekałam, kiedy wreszcie przyjdziecie!” Kiedy zobaczyła rysunek, klasnęła w dłonie: „Coś niesamowitego, macie talent! Ty do rysowania, a ty — do pozowania” — to powiedziała, zwracając się do zadowolonego psa. Zaśmiała się.

Tak się poznali, a potem zaprzyjaźnili pan Grzegorz, Bim i Magda, która okazała się właścicielką kwiaciarni. Magda często zaczęła zostawiać kwiaty bezpośrednio w sklepie, a Bim i pan Grzegorz odbierali je prosto stamtąd.

W podziękowaniu Magdzie dawali rysunki z nowymi kwiatami, a pewnego razu przyznała, że umieściła niektóre z nich na stronie sklepu na Facebooku, i ludzie zaczęli pytać, czy można kupić kwiaty i rysunek z zabawnym kudłatym psem. „A dlaczego by nie” – postanowili po naradzie.

Pan Grzegorz był szczęśliwy — rysował z przyjemnością, Bim też był szczęśliwy — za zarobione pieniądze zawsze dostawał smakołyk.

Niedawno w ich małym mieście odbyła się wystawa: „Kwiaty i Bim, i akwarele”. Przyszło mnóstwo ludzi — przyjaciele Magdy pomogli z reklamą i salą. Nawet dzieci pana Grzegorza przyjechały na otwarcie.

Pan Grzegorz z Bimem, obaj dumni, eleganccy i szczęśliwi, radośnie witali znajomych i nieznajomych, a gdy zostali sami, pan Grzegorz powiedział cicho:

„Anno, widzisz, to wszystko twoje kwiaty”, a Bim potaknął — przynajmniej tak się wydawało szczęśliwemu mężczyźnie.