Moje życie jest gorzkie jak piołun. Nikomu takiego losu bym nie życzyła. Byłam mała, nie znałam dzieciństwa. Musiałam stale pomagać matce. Nie wychodziłam z pola, a jak nie miałam motyki w ręku, to gotowałam w kuchni albo opiekowałam się młodszą siostrą.

Jako dziewczyna nie zaznałam młodości. Sąsiad Mikołaj poprosił mnie o rękę. Nie chciałam za niego wychodzić, ale ojciec nalegał. Powiedział, że z nim będę jak za murem z kamienia.

Mój mur najwyraźniej nie był z kamienia. Niby byłam zamężna, ale nigdy nie zrozumiałam, co to znaczy. Mój mąż miał tylko dwie umiejętności – trzymać łyżkę i siedzieć przed telewizorem.

Nie, kłamię, potrafił jeszcze robić dzieci na wsi. Miał dwójkę swoich legalnych dzieci i jeszcze troje podarował samotnym kobietom. Dobrze, że nie wnosili pozwów o alimenty i nie domagali się uznania ojcostwa.

Rodzina trzymała się na mnie. Pracowałam jako dojarka na farmie, w domu zajmowałam się gospodarstwem: krowa, świnie, kurczęta. Sama uprawiałam ogród, sadziłam, zbierałam plony.

Popularne wiadomości teraz

"Grzegorz nie śmiał sprzeciwić się matce, a ja wypłakałam się na weselu. Goście myśleli, że to łzy szczęścia. On jej relacjonował, co robił": z życia

Nieopisany żal w życiu Stanisława Tyma. Jego żona Anna odeszła na zawsze

Orzechowiec bez pieczenia

Na świat przyszedł szczeniak z oczami jak z bajki. Jego widok rozczuli każde serce

Zimą nie siedziałam bezczynnie. Szyłam na zamówienie. Słowem, nie znałam odpoczynku, a swoje dzieci, dwóch chłopców, wychowywałam w ten sam sposób.

Kiedy byli mali, we wszystkim pomagali matce. Kiedy podrośli, stało się o wiele łatwiej. Kiedy starszy syn zaczął studiować w mieście, męża już nie było.

Gdzieś sobie poszedł i nie wrócił, ale nie bardzo go szukaliśmy. Tymoteusz rzadko przyjeżdżał do domu, a kiedy młodszy Olek dołączył do brata, znowu wszystkim sama się zajmowałam.

Lata już nie te, było ciężko. Chciałam oddać krowę, ale wtedy starsza synowa zaszła w ciążę. Dziecku będzie potrzebne mleko. Tak więc pracowałam do ostatniego potu.

youtube.com

Dzieci przyjeżdżały tylko na święta. Pakowałam im torby, dawałam trochę pieniędzy równo każdemu i znowu czekałam na wizytę kilka miesięcy.

Dzwonili rzadko, ciągle mówili, że nie mają czasu. Rozumiem, młoda rodzina, teraz mają swoje własne zmartwienia.

Bywało, że prosiłam ich oboje, żeby przyjechali z synowymi pomóc, ale zawsze mieli plany. Ale kiedy mówię, że wykopałam ziemniaki albo mam mięso, to po kilku godzinach już są na miejscu.

Ta zima była dla mnie najtrudniejsza. Spadł śnieg, wyszłam na podwórko po drewno, poślizgnęłam się i upadłam. Uderzyłam się w kolano, w szpitalu powiedzieli, że potrzebna będzie operacja, a potem czas na rekonwalescencję.

Fizyczna praca była absolutnie zakazana, żeby nie obciążać nogi. Prosiłam synów, żeby ktoś mnie wziął do siebie na miesiąc. W ich domach nie było miejsca dla starej chorej matki. Na szczęście, moja młodsza siostra mnie przyjęła. Opiekowała się mną.

Było mi tak przykro, aż do łez. Całe życie dbałam o synów, nigdy im nie odmówiłam, zawsze pomagałam. A kiedy sama potrzebowałam pomocy, zostawili mnie na łaskę losu.

Dzieci, szanujcie swoich rodziców. Kochają was bezinteresownie, całym sercem. Dobre słowo i troska – oto wszystko, czego potrzebują."