Staruszek dawno już zrealizował wszystkie zamierzenia w tym życiu i był gotów odejść, kiedy Bóg go zawoła.
Pewnego słonecznego jesiennego dnia na jego progu pojawił się puszysty nieznajomy, a już godzinę później Piotr pospieszył do sąsiadki po mleko.
– Anna! Nie dasz mi trochę mleka?
Anna zasłoniła oczy dłonią i zaczęła się przyglądać – kto to woła. Już słabo widziała. I słyszała też gorzej niż za młodu.
– Kto tam? – krzyknęła staruszka w odpowiedzi.
"Syn przyznał, że wujek Jurek mu się nie spodobał. Od ukochanego usłyszałam – nie będę mógł żyć z twoim synem, ciebie kocham, ale jego nie." Z życia
"Nie mogłam sobie przypomnieć na co wydałam 150 euro. Była myśl: „A może te pieniądze zabrał Artur?” Ale przecież nie mógłby się tak zachować" Z życia
"Syn zrobił nam histerię. Krzyczał, że nie zniesie w domu kolejnego dziecka. Oskarżał nas, że go nie kochamy, skoro chcemy inne maleństwo." Z życia
"Zamiast ojca miałam ojczyma, nikt mnie nie kochał. A gdy nadszedł czas by się nim zająć, kazano mi go wziąć do siebie. Nie, nie zrobię tego." Z życia
– To ja, ja! Sąsiad – zawołał głośniej staruszek.
– A, to ty, Piotrze. Czego chcesz? – zapytała Anna, podchodząc do płotu.
– Mówię, mleka trochę nie dasz?
– Kaszę chcesz gotować? To daj, ja ci sama ugotuję.
– Nie kaszę. Kota mam.
– Kota? Skąd?
Pan Piotr wzruszył ramionami. Rano z trudem zszedł z łóżka, na którym spał z przyzwyczajenia. Wyszedł i zobaczył kota na ganku.
Pan Piotr nie miał gospodarstwa. Kilka kur. Stary kogut. Wystarczało mu. Kiedyś było inaczej. Kiedyś miał wiele. Podwórko pełne zwierząt, krowę, dużo ptactwa. Miał psa, stróża. Koty w stodole łapały myszy. Żona i dzieci biegały po podwórku. Dawno to było. Żona zmarła. Dzieci wyjechały i rzadko dawały o sobie znać.
Starego psa nie było już od trzech lat, a nowego pan Piotr nie chciał. Nie miał czego strzec. Koty przychodziły, ale obce. I nie podchodziły blisko.
A ten kot siedział na ganku i czekał na Piotra.
– Czyj ty jesteś? – zapytał staruszek.
Kot nie odpowiedział, ale się nie przestraszył, nie uciekł. Spokojnie podszedł do Piotra, otarł się o jego nogi i zamruczał.
Staruszek ciężko usiadł na ławce. Kot wskoczył, usiadł obok i trącił go głową. Pan Piotr pogłaskał kota po głowie. Futro wydało mu się nadzwyczaj miękkie.
Kiedy ostatnio robił coś takiego? Kiedy w ogóle głaskał kota lub kotkę? Piotr nie pamiętał. Koty i kotki żyły w stodole, łapały myszy. Piotr nie krzywdził zwierząt, ale też ich nie pieścił. Od czasu do czasu pogłaskał psa po głowie, ale kotów nawet nie dotykał.
Żona je karmiła. Może też je głaskała. A może i nie.
Piotr znowu wyciągnął rękę i pogłaskał miękkie uszy, przesunął dłonią po grzbiecie. Kot wygiął się pod jego ręką, mrucząc i mrużąc oczy.
– Skądżeś się wziął? – zapytał znów staruszek. Ale kot nie potrafił odpowiedzieć. – Muszę cię nakarmić – zrozumiał Piotr.
Z trudem wstał. Wszedł do domu. W garnku zostało trochę ugotowanych ziemniaków. Otworzył małą lodówkę – dwa jajka. Trochę masła. Chleb. W szafce były kasze i mąka.
Kot wszedł za nim do domu, naprężył się i wskoczył za piec. Po chwili pokazał się z myszą w pysku.
– No, brawo, a ja nawet nie widziałem tych złodziejaszków! – ucieszył się Piotr.
Kot wyszedł na ganek i rozprawił się ze swoją zdobyczą.
– Trzeba iść do sąsiadki. Poprosić o mleko – zdecydował Piotr, przypominając sobie, że pani Anna ma kozę.
Anna nie odmówiła mu, a Piotr wrócił do domu ze słoikiem pachnącego mleka.
– No, napij się – powiedział, stawiając na ganku dużą miseczkę. Kot wdzięcznie zamruczał i z przyjemnością zaczął chłeptać.
Potem oblizał się i wskoczył staruszkowi na kolana. Piotr znowu poczuł to nieznane wcześniej uczucie. Koty nigdy nie siadały mu na kolanach. Tego nie pamiętał. A okazało się, że to przyjemne.
Głaskał śpiącego kota i było mu dobrze. Piotr siedział tak długo. Kiedy kot się obudził i zeskoczył, staruszek wszedł do domu, wziął pieniądze i poszedł do małego wiejskiego sklepiku, mówiąc kotu:
– Rządź się tutaj, niedługo wrócę.
„Kiełbasę trzeba kupić i zapytać, co jeszcze mają” – słyszał kiedyś o karmie… Kiedyś kotom dawano zupę ze swojego stołu, ale staruszek nie gotował jej codziennie, a i mięsa u niego nie było zbyt często.
Wrócił z paczuszkami. Sprzedawczyni Zofia powiedziała mu, że tak właśnie teraz karmią miejskie koty. Czasem im dowożą. Ale wiejscy biorą rzadko, bała się, że się zmarnuje.
Piotr wrócił do siebie i zobaczył, że kot znowu rozprawia się z myszą.
– No, popatrz, kupiłem ci. Zjesz? – zapytał, wyciskając na ganek kawałki z paczuszki.
Kot zamruczał z aprobatą, a kawałki szybko zniknęły.
– No, pięknie, brawo. Trzeba poprosić Zofię, żeby jeszcze sprowadziła.
Pan Piotr ugotował sobie jedzenie, zjadł obiad, potem znowu wyszedł na ganek. Kot spał. Staruszek usiadł obok niego. Było mu dobrze. Poczuł się żywy. Jakby długo i głęboko spał, a teraz nagle się obudził.
Później staruszek trochę porządkował podwórko, wyrwał część chwastów, czego nie robił od wiosny. Zmęczył się. Chwastów jeszcze zostało sporo.
„Nic, jutro też jest dzień” – pomyślał staruszek i zdał sobie sprawę, że się cieszy. Cieszy się, że jutro będzie nowy dzień! Że nakarmi i pogłaszcze kota. Że pójdzie do sklepu i poprosi Zofię, żeby przywiozła jeszcze karmę dla kota Winstona.
Potem przyniósł kilka wiader wody. Nalał do miski dla Winstona. Zaparzył sobie herbatę.
Kot patrzył na staruszka spod przymkniętych powiek. On też się cieszył.
Cieszył się, że człowiek nieco ożył. Zaczął zajmować się gospodarstwem.
Kot wiedział, że człowiekowi niewiele już czasu zostało. Rok, może dwa. Ale zamierzał spędzić ten czas z panem Piotrem i postarać się, żeby staruszkowi było dobrze. Żeby czuł ciepło na duszy.
A potem kot pójdzie szukać nowego Człowieka, którego życie trzeba ogrzać.