Nie wiem nawet, od czego zacząć. Moja historia nie będzie dla was nowa, ale warto się nią podzielić. Opowiem krótko o tym, co się ze mną działo przez 30 lat małżeńskiego życia.

Z mężem zaczęliśmy się spotykać jeszcze w szkole. Razem wybieraliśmy uniwersytet, do którego chcieliśmy się dostać. Ja dostałam się na studia dzienne, Wacław – na płatne.

Rodzice Wacława nie mieli wtedy pieniędzy, bo otwierali własną firmę, więc chłopak musiał znaleźć pracę.

W ciągu dnia chodził na zajęcia, a nocami pracował jako tragarz. Praca była nieoficjalna, nikt nie zwracał uwagi na wiek, a płacili dobrze.

Pomagałam mu z nauką, tak to połączyliśmy. Na trzecim roku "przegięliśmy" i dowiedzieliśmy się o mojej ciąży. Rodzice kłócili się, ale nic konkretnego nie radzili.

Popularne wiadomości teraz

"Następnego dnia pod drzwiami znaleźliśmy notatkę: 'Kocham i czekam, wreszcie będziemy mogli być razem. Wkrótce twojej żony już nie będzie.'" Z życia

"Zostawcie męża w spokoju. Jak wam nie wstyd zabierać tatusia dziecku – patrzyła na mnie spojrzeniem pełnym determinacji. Spakowała walizkę." Z życia

Dziecko zostawiło psa i notatkę w parku. Płakali prawie wszyscy

Hybryd psa i kota. Zdjęcia tego zwierza bardzo popularne w sieci

Wacław był przeciwny aborcji, powiedział, żeby rodzić. Wzięliśmy ślub tuż przed porodem. Przydzielono nam pokój w akademiku – to już było coś.

Trzeba było więcej pracować, więc Wacław przeszedł na studia zaoczne i podjął pełnoetatową pracę.

Musiałabym wziąć urlop dziekański na czwartym roku, po urodzeniu Marii, ale rodzice zgodzili się pomagać w opiece nad wnuczką na zmianę.

Zrozumie to tylko ten, kto przeszedł przez coś podobnego. Jakże ciężko łączyć naukę, przygotowanie do sesji i opiekę nad niemowlakiem.

Wacławowi nie było lżej, pracował jak wół, po pracy ledwo ciągnął nogi. O przygotowaniach do sesji nawet nie wspomnę.

Z wielkim trudem skończyliśmy uniwersytet, a Maria dorosła. W wieku dwóch lat oddaliśmy córkę do przedszkola i oboje zaczęliśmy pracować.


youtube.com

Stało się trochę łatwiej, zaczęliśmy coś odkładać. Planując zakup mieszkania, dowiedziałam się, że znowu jestem w ciąży. Szczerze mówiąc, nie planowaliśmy drugiego dziecka, ale oczywiście postanowiliśmy rodzić.

Około siódmego miesiąca, lekarz poinformował, że to bliźnięta. To było całkowite zaskoczenie.

Gdzie my jeszcze z dwójką dzieci w naszym jednopokojowym mieszkaniu, a wynajęcie większego to więcej pieniędzy.

Skąd je wziąć, skoro jestem na urlopie macierzyńskim, pracuje tylko Wacław, a do tego trzeba utrzymać trójkę dzieci?

Nie wiedzieliśmy, czy się cieszyć, czy płakać. Zebraliśmy naszych rodziców, opowiedzieliśmy o sytuacji, poprosiliśmy o pomoc.

Moi rodzice sprzedali babciną działkę i dom, rodzice Wadima mieli pewne oszczędności, wszystko nam dali.

W ten sposób kupiliśmy dwupokojowe mieszkanie. Duży pokój podzieliliśmy na pół. Wyszło na to, że każdy miał swoją przestrzeń.

Urodziłam chłopców. Szymon i Patryk byli spokojnymi dziećmi, Masza pomagała z braćmi. Stała się taka dorosła.

Moja mama przeszła na emeryturę, żeby pomagać z wnukami, udało mi się znaleźć pracę zdalną. Tak powoli żyliśmy.

Pierwsza wyfrunęła z gniazda Maria. Pojechała na studia, tam poznała przyszłego męża. Na trzecim roku postanowiła wyjść za mąż. Urządziliśmy wesele, które kosztowało sporo.

Dobrze, że teściowie są zamożni, więc kupili dzieciom mieszkanie. My tylko zapłaciliśmy za uroczystość i daliśmy dzieciom kilka tysięcy na remont.

Potem chłopcy postanowili po dziewiątej klasie iść do szkoły zawodowej. Szymon uczył się sam, starał się, dostawał stypendium. Patryk był leniwy, nie myślał o nauce.

Za niego płaciliśmy. Szymon postanowił kontynuować naukę i skończyć magisterkę. Pasza poszedł do pracy.

Wydawało się, że w końcu możemy żyć dla siebie, ale po pojawieniu się dzieci takie pojęcie przestaje istnieć w życiu rodziców. Szymon postanowił wyjechać za granicę, zaproponowano mu pracę.

Ale na początek potrzebne były pieniądze, żeby się tam urządzić. Weszliśmy w długi, żeby kupić synowi dolary i dać mu je na wyjazd.

Patryk zdenerwował się, że dzielimy dzieci i pomagamy Szymon, bo jest mądry, a jego nie kochamy. Znowu weszliśmy w długi, żeby dać taką samą sumę Paszy.

Minęło dobre cztery lata, zanim się z nimi uporaliśmy. Wacław zachorował, trzeba było zrobić operację. Znowu wszystkie oszczędności szybko poszły.

Dzwoniłam do dzieci, prosiłam o pomoc lub chociaż o przyjazd, żeby wesprzeć ojca. Masza powiedziała, że nie może, bo nie ma z kim zostawić dzieci.

Szymon odmówił, bo daleko jechać i musiałby brać urlop w pracy, a Patryk całkowicie się odsunął i nie chciał rozmawiać.

Teraz myślę, po co całe życie poświęcaliśmy wszystko, żeby dać więcej dzieciom, jeśli teraz nikt nawet nie pamięta o naszej pomocy.