Mój, oczywiście, był zadowolony. Jeszcze jak! Miejska „królowa” zawitała do naszej wsi. Dobrze, że chociaż czerwonego dywanu nie zażądała.
Jakoś tak w ich rodzinie to zawsze Elena była wybraną. Paweł, na przykład, od szesnastego roku życia poszedł do pracy. A jego siostrzyczka aż do dwudziestki siedziała przy rodzicach, pilnując swoich białych rączek.
Nigdy nawet do stodoły nie zajrzała. A jak tylko zapragnęła wyjść za mąż, to zaczęła kaprysić. Chłopcy ze wsi nie pasowali jej do gustu. I pachnie od nich nie tak, i klną na lewo i prawo.
Postawiła sprawę jasno. „Chcę wyjść za mąż za miastowego i koniec. A do tego kupcie mi mieszkanie, najlepiej dwupokojowe, i będę sobie życie układać.”
Tak, gdyby moja córka wysunęła mi takie żądania, szybko wytłumaczyłabym jej wszystko na palcach. A gdyby nie zrozumiała, to bym powtórzyła. Żyć trzeba na miarę swoich możliwości, a nie na cudzy koszt.
Po raz pierwszy zostałam mamą, nie rodząc dziecka. 'Co mnie obchodzą cudze dzieci. Niech to matki się o nie martwią' – mówiłam i nie wytrzymałam
"W sensie, skąd macie brać pieniądze – zdziwiłam się – nie pracujecie, a ja muszę. Syn z synową żyli z tego, co im przesyłałam z Anglii." Z życia
Dziecko zostawiło psa i notatkę w parku. Płakali prawie wszyscy
Top 10 zaskakujących ciekawostek o kotach. Mało kto o tym wie
Ale do czasu, gdy ja i Paweł wzięliśmy ślub, mieszkanie było już kupione. Co prawda, tylko jednopokojowe, ale i tak kosztowało sporo pieniędzy.
Elena szybko wyskoczyła za mąż. Za prawdziwego miastowego narzeczonego. Co prawda, w pierwszym pokoleniu. On też pochodził ze wsi. Przez trzy lata tułał się po akademikach i wynajmowanych kątach. Ale o tym Elena rodzicom nie powiedziała. A może i nie wiedziała, kto ją tam wie?
My dowiedzieliśmy się o tym przypadkiem. Kiedy Zbyszek, jej mąż, wygadał się po pijanemu.
Ile razy mówiłam Pawłowi, że traktują ją jak księżniczkę? Rodzice, można powiedzieć, całą emeryturę jej przesyłają, żeby ich córeczka nie chodziła głodna. A Paweł też jej potajemnie pieniądze wysyła. Myśli, że tego nie widzę i nie wiem. Znalazł naiwną! Ja każdy grosz w naszym budżecie trzymam pod kontrolą!
W zeszłym roku straciliśmy naszych rodziców. W ciągu roku oboje odeszli. Powikłania po znanej wszystkim chorobie.
Elena nie przyjechała. Zbyszek przez telefon powiedział, że nie będzie mogła przyjechać pożegnać rodziców, bo ma załamanie nerwowe i jeszcze całą masę innych spraw.
Pamiętam, że wtedy rzuciłam paroma ostrymi słowami. Tak, chociażbym była chora, to na kolanach przyczołgałabym się, żeby pożegnać rodziców! Paweł jeszcze stanął w jej obronie. Mówił, że biedna dziewczyna, teraz jej ciężko.
A mnie było lekko? Moje gospodarstwo, gospodarstwo rodziców! Samych krów były trzy. Nie licząc prosiąt, owiec i kur. A jeszcze stypa, wieńce. Bo jak Paweł zaczął wspominać, to ledwo go powstrzymałam!
I nagle, proszę, oto się zjawiła. Od razu poczułam się podejrzliwa. Szczególnie, gdy usłyszałam, że przyjechali wypocząć na lato. Jakie oni mają w mieście takie urlopy? Całe trzy miesiące w roku? U nas to takich nigdy nie było. Jak na tydzień do krewnych do sąsiedniej wsi wyrwiesz się, to już święto.
A mój Paweł, patrzę, całkiem odpłynął! Szczególnie, gdy Elena uroniła łzę. Przypomniała sobie o rodzicach, poprosiła, by ją odprowadzić na cmentarz. A co tam się włóczyć? Tam, u rodziny męża, jest ich miejsce, wszyscy leżą obok siebie.
I w domu rodzinnym nie chciała się zatrzymać Lenka. Chociaż tam zawsze porządek. Zaglądam raz w tygodniu, sprzątam, wietrzę.
– Nie mogę tam przebywać. Wszystko przypomina mi o tacie i mamie – ocierała łzy wypielęgnowanym paluszkiem.
Musieliśmy się ścisnąć. Oddaliśmy im nasz pokój. Ich syna Piotra do moich dwóch chłopców dokwaterowaliśmy. A my z Pawłem przenieśliśmy się do letniej kuchni. A tam stary tapczan. Sprężyny wystają jak igły. Ale jakoś się urządziliśmy.
Jako gościnna gospodyni nakryłam stół. Wszystko swoje, domowe. A Elena zaczęła kręcić nosem. „Tego nie jem, od tamtego figura mi się popsuje.”
Nie wytrzymałam.
– A czym ty się wcześniej żywiłaś, jak żyłaś? Przecież nie urodziłaś się w pałacu. Skąd te królewskie kaprysy?
A ona łagodnym głosem odpowiada:
– Ja, w przeciwieństwie do innych, zawsze o siebie dbałam. I nigdy nie założyłabym na siebie łachów!
Aż mi się zrobiło słabo. Tak, sukienkę, którą dziś założyłam, dała mi siostra. Przytyła, a na mnie pasuje idealnie! A po co mi stroje, skoro od rana do nocy jestem albo w ogrodzie, albo w stodole!
A przecież sama, prostaczka, o tym Elenie powiedziałam! Nawet pochwaliłam się, że nie wydaję pieniędzy na ubrania. A ona mnie tak podcięła!
Nic, pomyślałam. Nie zawsze kot będzie jadł śmietankę, czasem i wodą się zadowoli! Tylko dowiem się, po co przyjechali, i zaraz wszystko skończę!
I zaczęło się nasze „wesołe” życie. Goście śpią do południa, a potem śniadania żądają. Ja rzucam wszystkie swoje zajęcia i do pieca. Raz, drugi, a potem nie wytrzymałam:
– Jesteście dorośli, macie ręce. Wstańcie i przygotujcie sobie! Nie rozpadniecie się, a ja mam tu bez was i tak mnóstwo roboty!
A ta jeszcze fuknęła:
– Jakie ty masz zajęcia? Siedzisz w domu, nie pracujesz. Mój brat żywi i poi ciebie i twoje dzieci. Cały dzień jeździ na traktorze. A my jesteśmy gośćmi, przyjechaliśmy odpocząć. Więc bądź łaskawa, dbaj o nas!
Ale nie ze mną te numery! W naszej rodzinie to ja jestem głównym żywicielem. U Tolika praca jest sezonowa. Dziś jest, jutro nie. A ja mam gospodarstwo. Mleko, śmietana, twaróg, mięso. Mam nawet na targu w mieście swój stragan. Moja siostrzenica tam wszystkiego pilnuje. Wszystkie nadwyżki tam idą. A pieniądze zbierają się na moim koncie.
No, ale przecież nie będę się przed nią tłumaczyć!
– Nie podoba się, to wyjeżdżajcie stąd! Albo niech Paweł wam obiady gotuje. Ale ode mnie się odczepcie! Nie jestem waszą służącą!
Wieczorem Tolik zaczął mi mącić w głowie, najwyraźniej Elena mu się poskarżyła. A ja tylko machnęłam ręką:
– Tam, dom stoi pusty. Spakujcie się i przeprowadźcie! Ale wtedy o samochodzie zapomnij. Kupię go, sama będę jeździć. A ty żyj sobie ze swoją białorączką. A jak wyjadą, to nawet nie zbliżaj się do mnie!
Zawahał się i wydusił z siebie takie słowa:
– Tak sobie pomyślałem. Po co nam teraz samochód? Mam jeszcze traktor. Oddajmy Elenie nasze oszczędności! Nie patrz na mnie tak. Pożyczka. Rozumiesz, Zbyszka zwolnili, nie mają czym płacić za mieszkanie. A Piotra trzeba przygotować do szkoły. Nie mają nawet na chleb!
Zrobiłam wielkie oczy. Znaczy, ja tyrałam jak koń, żeby zaoszczędzić na potrzebny do gospodarstwa samochód. A teraz wszystko mam oddać? Jaka pożyczka, o czym ja tu nie rozumiem?! Nigdy nie zobaczę tych pieniędzy z powrotem. To tak, jakby pójść do toalety, wyrzucić je i spuścić wodę.
– O nie, kochanie. Tak to nie będzie! Oni nie są niepełnosprawni, niech idą do pracy. Twoja siostrzyczka całe życie jechała na cudzym grzbiecie. Najpierw na waszym, a teraz na moim zamierza? Żeby jutro ich tu nie było! Albo razem z nimi się wynoś!
Co tam Tolik powiedział swojej siostrzyczce, nie wiem, nie słyszałam. Ale przybiegła do mnie i zaczęła wrzeszczeć:
– Ty mi jesteś coś winna! Emeryturę rodziców, pieniądze za pogrzeb i sprzedane gospodarstwo schowałaś do kieszeni? A ja jestem spadkobierczynią, mi też się należy! Więc dawaj, wypłacaj!
Zapragnęłam wymierzyć jej policzek.
– A na co było kupowane lekarstwo, nie pomyślałaś? A za co ich godnie pożegnaliśmy? Ty nie dałaś ani grosza. A co do spadku, weź dom rodziców. My z mężem nie rościmy sobie żadnych praw!
Zadrżała z wściekłości:
– Na co mi ta rudera? Sprzedać za grosze? Potrzebuję żywej gotówki. Natychmiast! Inaczej mieszkanie przepadnie za długi.
Rozłożyłam ręce:
– Nie mogę ci pomóc. Masz męża, niech jego głowa się tym martwi. Skoro wpakowaliście się w długi, to teraz radźcie sobie sami. I jeszcze jedno, nie chcę was już więcej widzieć w swoim domu!
Ze skandalem Elena wróciła z powrotem do miasta.
Paweł, co prawda, długo się na mnie dąsał. Ale wciąż jestem przekonana, że za czyny przychodzi zapłata! Czy się mylę i trzeba było jednak zlitować się nad ich dzieckiem? Ale w głębi serca nie czuję wyrzutów, bo nie znoszę pasożytów."