Była hałaśliwa, gadatliwa i nadopiekuńcza w stosunku do swojego kochanego synka, ale poza tym była normalną kobietą. Po rozwodzie nie utrzymywała relacji z byłym mężem.
Rozpieszczała nas prezentami, zapraszała na kolacje i szczerze interesowała się moim samopoczuciem, gdy spędziłam połowę ciąży w szpitalu. A kiedy urodził się nasz syn, opiekowała się naszym wnukiem i tylko ubolewała, że mamy tylko jedno dziecko. Kto mógł pomyśleć, że kwestia mieszkaniowa tak bardzo ją zepsuje?
Mieszkaliśmy z mężem i synem w jednopokojowym mieszkaniu, a moja teściowa mieszkała w tym samym mieszkaniu w sąsiednim budynku. Mojego przyszłego męża poznaliśmy tylko dlatego, że byliśmy sąsiadami. Poznaliśmy się na ogólnym zebraniu mieszkańców, potem oboje zaangażowaliśmy się w jedno wydarzenie towarzyskie i wszystko zaczęło się kręcić. Rok później wzięli ślub, a rok później urodził im się syn. Marzyliśmy o drugim dziecku, ale w jednopokojowym mieszkaniu we trójkę było ciasno, a nie było gdzie pójść po dziecko.
Moja teściowa westchnęła, mówiąc, że na starość chciałaby mieć więcej wnuków, ale nie spieszy się z pomocą w tej sprawie. "Moi rodzice od dawna są na emeryturze, ja jestem późnym dzieckiem, a oni nie są zbyt zamożni.
Oboje z mężem pracowaliśmy. Wróciłam z urlopu macierzyńskiego, jak tylko mój syn skończył dwa lata i dostaliśmy miejsce w przedszkolu. Mój mąż pracował na dwa etaty. Przez kilka lat oszczędzaliśmy na pierwszą ratę kredytu hipotecznego.
Po raz pierwszy zostałam mamą, nie rodząc dziecka. 'Co mnie obchodzą cudze dzieci. Niech to matki się o nie martwią' – mówiłam i nie wytrzymałam
Dziecko zostawiło psa i notatkę w parku. Płakali prawie wszyscy
Piękna wieczorna modlitwa do Anioła Stróża
Hybryd psa i kota. Zdjęcia tego zwierza bardzo popularne w sieci
Przez cały ten czas, jak się okazało, moja teściowa snuła plany na przyszłość. Podczas gdy ja byłam na urlopie macierzyńskim, a mój mąż w pracy, udało jej się znaleźć nowego męża i zdecydować się na zakup mieszkania, aby nie musieć tłoczyć się w jednopokojowym mieszkaniu. Wynajęła pośrednika, cudem dostała kredyt hipoteczny i pewnego dnia przyszła nas odwiedzić, by poprosić o pieniądze na zaliczkę.
Zaoszczędziliśmy już trochę pieniędzy, ale nie mogliśmy jeszcze wziąć kredytu hipotecznego. Mój mąż miał złą historię kredytową z zaległymi płatnościami w przeszłości, a ja miałam bardzo małą "białą" pensję. Banki nam odmawiały.
Mieliśmy pecha z każdej strony, a potem teściowa działała nam na nerwy swoimi opowieściami o przyszłym mieszkaniu. Przyszła na obiad i powiedziała:
- "Synu, postanowiłam, że mam dość, dzieci już dawno dorosły i czas ułożyć sobie życie osobiste. Zamierzam kupić dla siebie mieszkanie. Dostałam zgodę na kredyt hipoteczny, muszę tylko dołożyć trochę pieniędzy na zaliczkę. Wiem, że mi nie odmówisz. Zróbmy tak: ty dasz mi pieniądze, a ja zarejestruję dla ciebie udział w nowym mieszkaniu i zarejestruję tam mojego wnuka. Po mojej śmierci dostaniesz mieszkanie.
Oczywiście byłam temu przeciwna - tyle czasu oszczędzaliśmy na własne mieszkanie, a teraz nagle mam oddać pieniądze teściowej? Kłóciłam się z mężem, przekonywałam go, żeby się nie spieszył, sugerowałam, żebyśmy sami poszukali pośrednika - może dostaniemy kredyt hipoteczny.
Ale mąż się nie poddawał. Nie wiem, co jeszcze zrobiła moja teściowa, żeby go zwabić, ale wypłacił część zaoszczędzonych pieniędzy z konta i dał je swojej matce.
W ten sposób teściowa przeprowadziła się do nowego domu w sąsiedniej dzielnicy, a my zostaliśmy z niczym. Przy okazji zaczęła nawet rzadziej odwiedzać wnuka, bo "mieszkasz teraz dalej, tak ciężko mi do ciebie dojechać".
W pewnym momencie myślałam nawet o rozwodzie z mężem, bo tak naprawdę mnie zdradził, wybierając dobro swojej matki ponad szczęście naszej rodziny. Ale nie chciałam w to wszystko mieszać dziecka, a wtedy musielibyśmy jakoś dzielić nasze jednopokojowe mieszkanie, co stworzyłoby jeszcze więcej problemów. Nigdy nie zdecydowaliśmy się na drugie dziecko - nie byłam gotowa na kolejne dziecko w ciasnym mieszkaniu.
Żyliśmy w takiej irytacji przez rok, a potem nadszedł czas, aby posłać dziecko do szkoły. Nie chciałem chodzić do miejscowej szkoły - recenzje nauczycieli były złe, a wszyscy moi znajomi, którzy już doświadczyli rozkoszy życia z dziećmi w wieku szkolnym, odradzali to. Nie byłam też zadowolona z nastolatków kręcących się pod drzwiami szkoły - zawsze byli ponurzy i bałam się przejść obok nich, nie mówiąc już o oddaniu im mojego dziecka.
Postanowiłem więc spróbować dostać syna do liceum. Szczęśliwym trafem szkoła mieściła się w domu, w którym moja teściowa kupiła nowe mieszkanie.
Przypomniałam mężowi:
- "Czy twoja mama nie mówiła, że zamierza zapisać swojego wnuczka? Porozmawiajmy o tym z nią.
- Nie ma o czym dyskutować, mogę po prostu zameldować syna w tym mieszkaniu, ponieważ uczyniła mnie jednym z właścicieli".
Postanowiliśmy nic nie mówić teściowej, zebraliśmy dokumenty, poszliśmy do biura paszportowego i odmówiono nam. Okazało się, że teściowa była jedynym właścicielem mieszkania, a mój mąż nie miał z tym nic wspólnego. Jak to się stało, zapytałam? Rozłożył tylko ręce: moja matka, mówi, obiecała.
Dzwonię do teściowej, próbuję się dowiedzieć, o co chodzi i próbuję negocjować. A ona odpowiada:
"Nie będę nikogo meldować, nie wiem, co jeszcze zrobisz z moim mieszkaniem!
"Ale jak to?" pytam: "Wzięłaś od nas pieniądze, obiecałaś dać synowi udział i zameldować wnuka.
Nic takiego się nie stało, zmyślasz!
Jak to się nie stało? I ty też nie pamiętasz, że wziąłeś pieniądze, prawda? Przecież nikt z was nie pytał o ten obowiązek przez cały ten czas. Mogliście przynajmniej podziękować!
Jaki dług, jakie podziękowania? To ty powinnaś być mi wdzięczna do końca życia, że masz takiego męża - mądrego, pracowitego, wiernego. Co byś bez niego zrobiła, gdzie byś teraz była?
Pokłóciliśmy się z nią wtedy - aż strach wspominać. Od tego czasu nie rozmawialiśmy ze sobą - minęło sześć miesięcy.
Zabieram syna do liceum przygotowawczego i mam nadzieję, że uda mu się dostać. Mój mąż martwi się, że jego matka przestała go odwiedzać i rzadko widuje wnuka.
Cóż, co mam mu powiedzieć? To jego wina - nie miał powodu dawać pieniędzy na słowo honoru. Nawet własnej matce.