Gdyby Wincent był ze mną, dziś obchodzilibyśmy 25 rocznicę ślubu. Za nami zostało tak wiele. Radosne i smutne dni, pierwsze trudności i niepowodzenia, zwycięstwa i udane kroki w kierunku życia, o jakim zawsze marzyliśmy.

Pierwsza ciąża, poród, mały syn na rękach. Źle spaliśmy, nie od razu zrozumieliśmy, co i jak. Uważaliśmy się za złych rodziców. Boże, przecież byliśmy jeszcze studentami. Mało tego, że dziecko płacze, to jeszcze sesja za rogiem.

Pamiętam, jak na literaturze profesorka dała studentom zadanie napisania listu do przyszłości. Opowiedzieć o swoich marzeniach, opisać wszystko, czego nie chce się przyznać nawet przed sobą.


youtube.com

Swój list wręczyłeś mi. Nie było tam wiele napisane: „Swoją przyszłość wyobrażam sobie tylko z tobą. Będziemy mieszkać w pięknym domu z dużymi oknami. Nasze dzieci, chłopiec i dziewczynka, będą biegały boso po zielonej trawie, jedli czereśnie z naszego ogródku.

Wieczorem wszyscy będziemy się zbierać przy stole i dużo, dużo śmiać. Kiedy dzieci pójdą spać, wyjdziemy do ogrodu, usiądziemy. Przytulę Cię do siebie i będę opowiadał o gwiazdach.

I tak dobrze będzie w twoich ramionach, a jedyne, czego potrzebuję, to usłyszeć, że jesteś szczęśliwa”.

Ten list zachowałam i czytałam go na każdą rocznicę naszego ślubu. Dziś nie chciałam, nie miałam siły. Kto to wszystko zniszczył, w którym momencie weszliśmy na złą ścieżkę?

Trzy miesiące bez ciebie, a wydaje się, że minęła cała wieczność. Rano dzwoniły dzieci, gratulowały, pytały, jak się czuję. Musiałam kłamać, że wszystko jest w porządku. Nie chcę, żeby się martwili.

Pytałam Martynę o Tobie, powiedziała, że od dawna nie rozmawialiście. Syn uspokajał, że widzieliście się kilka dni temu i u ciebie wszystko w porządku. Prawda, mówił, że tata bardzo schudł.

A ja wciąż nie mogę pozbyć się  pieczenia twojego ulubionego ciasta z tartymi owocami i ciasteczek z wiśniami. Napiekę, a potem zastanawiam się, co z tym wszystkim zrobić. Rozdaję sąsiadom i dzieciom na placu zabaw.

Wszyscy dziękują, a ty robiłeś to po swojemu. Dobrze pamiętam, jak całowałeś moje ręce, podnosiłeś mnie, wirując w powietrzu, i mówiłeś, że jestem najlepszą żoną na świecie.

Gdzie to wszystko się podziało, dlaczego nie zdołaliśmy ochronić siebie nawzajem i naszego małżeństwa przed codziennymi problemami i kłótniami? Moje dążenie do czystości i porządku w przeciwieństwie do twojego „twórczego chaosu”.

A wszyscy nas ostrzegali, że nic z tego nie będzie. Twój zapał i żądza przygód w opozycji do mojej nieśmiałości i zwyczaju wykonywania wszystkiego zgodnie z planem i kontrolowania.

Ludzie nie rozumieli, a my wiedzieliśmy, że uzupełniamy się nawzajem i odkrywamy najlepsze cechy swojego charakteru tylko w połączeniu.

Szkoda, że nie dawałam ci wystarczającej swobody, ograniczałam twoje porywy, nie wspierałam szalonych pomysłów.

Obrażałam się za każdym razem, gdy trzaskałeś drzwiami i wychodziłeś, żeby pobyć sam. Pewnie nie chciałeś powiedzieć czegoś, czego byś żałował, podczas gdy ja właśnie to robiłam.

Brakuje mi ciebie każdego dnia. Obiecałam kochać cię przez całe życie i dotrzymuję słowa.
Mam nadzieję, że pewnego dnia zdobędę się na odwagę, by powiedzieć ci to wszystko prosto w twarz i być może będziemy mieli jeszcze jedną szansę, aby wszystko zmienić.


youtube.com


A do tego czasu nadal cierpię, wspominam i wierzę, że wkrótce, jak zwykle, wrócisz z pracy, podarujesz mi czekoladę, pocałujesz w policzek i zapytasz:

- Czy jesteś szczęśliwa?

Odpowiedź pozostanie niezmienna:

- Jestem szczęśliwa!

Zawsze byłam szczęśliwa, tylko szkoda, że zrozumiałam to zbyt późno.