Wydaje mi się, że świat oszalał i wywrócił się do góry nogami. No bo jak inaczej wytłumaczyć ten fakt, ze moja mama jest narzeczoną.
 
Ktoś powie, że warto się cieszyć z tego powodu, ale chodzi o to, ze ja nie wierzę w szczerość uczuć jej narzeczonego. Gdyby ona miała 40-50 lat, zrozumiałabym jej decyzję: spędzić razem resztę życia, spędzić razem czas, planować przyszłość. Ale żeby w jej wieku bawić się w narzeczonych?
 
Tak, moja mama przez całe życie starannie dbała o siebie i nadal to robi: kupuje nowe ubrania, używa kosmetyków, dlatego nikt nigdy nie nazwał jej babcią. Przecież można po prostu spotykać się lub mieszkać razem, po co brać ślub? Tak samo chodzić na spacery do parku, delektować się herbatka z deserem w kawiarni. Gdzie tam, im koniecznie trzeba udać się do urzędu stanu cywilnego.
 
Ja oczywiście nie mam nic przeciwko temu, że ona ma adoratorów i nie meczy mnie. Wiem, ze to uszczęśliwia ją –  jest wesoła i radosna, ponieważ adoratory całują ją w dłoń i ciągle mówią jej komplementy.
 
No to chodźcie sobie na spacery, proszę bardzo. Możecie nawet pojechać razem na wakacje nad morze. Natomiast mama z jakiegoś powodu koniecznie chce wziąć ślub. Może zrobiło się jej bardzo smutno? W końcu mój ojciec dawno zmarł.
 
Po nim moja mama miała jeszcze dwóch mężów. Ten ostatni zmarł 6 lat temu i ona została sama. Zaproponowałam jej, żeby przeprowadziła się do mnie, ale ona stanowczo odmówiła. Powiedziała, że ​​potrafi o siebie zadbać, ze zdrowiem u niej wszystko jest w porządku i że nie będziemy musieli dzielić ciasnej kuchni. Tam, gdzie ona mieszka, ma mnóstwo znajomych, są też kluby dla emerytów. Więc ona nigdy się nie nudzi, chodzi na tańce, potem pije herbatę w kawiarni z przyjaciółmi. Poza tym w okręgowym szpitalu wszyscy ja znają i ona nie będzie musiała przyzwyczajać się do nowych lekarzy.
 
Akurat na tańcach ona i spotkała swojego narzeczonego. Jest 7 lat młodszy od niej, więc jest dość aktywnym i energicznym dziadkiem.
 
Nie mam nic przeciwko temu, że oni dobrze się dogadują i mają wiele wspólnego, ale on jakoś dziwnie nalega na zawarciu małżeństwa, ale nie ma własnej nieruchomości. Przed spotkaniem z moją matką on mieszkał z córką, ale ona ciągle próbowała się go pozbyć.
Teraz on opowiada matce o swoich poważnych zamiarach i wielkiej miłości do niej. Ale czy to jest prawda? Niejasny.
 
Chyba te formalności w ogóle wpływają na pokaźność związku? Moim zdaniem, można dobrze spędzać razem czas, żyć i cieszyć się sobą, nie komplikując sobie życia ślubem.
 
Jednak moja mama wyobraziła sobie, że jest znowu młoda i spragniona przygód. Teraz przygotowuje się do ślubu, po czym ten narzeczony dostanie meldunek w jej mieszkaniu, ponadto zmieni się kolejność dziedziczenia mieszkania. Chcę z nią o tym porozmawiać, ale nie wiem, w jaki sposób to zrobić, aby ona się nie obraziła.