Od zawsze marzyłam o rodzonej siostrze, i oto ją spotkałam. Nie miało znaczenia, że nie byłyśmy spokrewnione krwią, ale duchem.

Pewnego weekendu, gdy nasza paczka rozjechała się do domów, my z Ewą się nudziłyśmy. Przyjaciółka zaproponowała, abyśmy się gdzieś wybrały, zjadły lody. W parku stał sprzedawca lodów, tam lody były najsmaczniejsze. Gdy Ewa flirtowała z młodym sprzedawcą, ja czekałam na nią na ławce.

Obserwowałam przechodzących ludzi i nie od razu zauważyłam, jak koło mnie usiadła jakaś kobieta.

– Ślicznotko, daj na złoto, a powiem ci całą prawdę!

– O! – podskoczyłam z zaskoczenia. – Dziękuję, ale nie potrzebuję – próbowałam grzecznie pozbyć się niechcianej towarzyszki.

Popularne wiadomości teraz

"Syn przyznał, że wujek Jurek mu się nie spodobał. Od ukochanego usłyszałam – nie będę mógł żyć z twoim synem, ciebie kocham, ale jego nie." Z życia

"Roześmiałam się: kto kogo utrzymuje, mieszkanie jest moje, jeździ moim samochodem. Wynika z tego, że to ja jego utrzymuję, a nie odwrotnie." Z życia

"Nie mogłam sobie przypomnieć na co wydałam 150 euro. Była myśl: „A może te pieniądze zabrał Artur?” Ale przecież nie mógłby się tak zachować" Z życia

„Siostra zaczęła kręcić nosem, znudziły jej się tanie produkty, chce żyć jak wszyscy normalni ludzie zamawiać pizzę. Mama milczała ale ja nie.”Z życia

– A to błąd! Widzę, że miłość kręci się wokół ciebie, a ty jej nie dostrzegasz.

Ciekawość wzięła górę, więc z lękiem podałam swoją rękę nieznajomej Cygance, obserwując, jak jej uśmiech szybko znika z twarzy.

– No co tam, miłość poszła w inną stronę? – zażartowałam.

– Wyjdziesz za mąż za kilka miesięcy za przystojnego bruneta o oczach niebieskich jak niebo. Będziecie mieć dziecko, widzę, że szybko przyjdzie na świat.

– Będzie dziewczynka? – zapytałam z nadzieją w głosie.

– Otrzymasz upragnioną córeczkę, gdy stracisz syna – te słowa wywołały u mnie dziwne uczucie niepokoju. Ciarki przeszły mi po plecach. Szybko wyrwałam swoją rękę z rąk kobiety, rzuciłam jej dwadzieścia złotych i pobiegłam do Ewy.

Mój wyraz twarzy naprawdę przeraził przyjaciółkę.

– Co się stało? Jakbyś uciekała przed watahą wilków.

Krótko opowiedziałam Ewie, co powiedziała mi wróżka. Spojrzała na mnie poważnie przez kilka sekund, a potem wybuchnęła śmiechem.

– Nie zawracaj sobie głowy bzdurami! – machnęła ręką. – Ona jest taką wróżką, jak ja baletnicą. Trzymaj lody i przestań się rozklejać.

Wzięłam lody, a kiedy te gołąbeczki zbliżyły się do siebie na pocałunek, gwałtownie odwróciłam się w drugą stronę i przypadkowo wpadłam na nieznajomego. Moje czekoladowe lody zostały na jego białej koszuli, a kiedy spojrzałam mu w twarz, zobaczyłam oczy o delikatnym, błękitnym kolorze. W mojej głowie odbiły się echem słowa wróżki: "przystojny brunet o oczach niebieskich jak niebo".

– P-p-przepraszam – ledwo wydusiłam, jąkając się. – Nie chciałam.

– Będziecie musiała mi to wynagrodzić – powiedział chłopak poważnym tonem.

– Tak, oczywiście, proszę powiedzieć, ile kosztowała koszula.

– Myślę, że randka wystarczy, by wynagrodzić tę uroczą niezręczność – uśmiechnął się, a moje serce zaczęło bić szybciej.

Tamtego dnia w parku spotkałam mojego przyszłego męża. Pobraliśmy się trzy miesiące po naszym poznaniu, a w dniu ślubu dowiedziałam się, że jestem w ciąży.

Z biegiem lat zapomniałam o słowach wróżki. Byłam szczęśliwą żoną i wspaniałą matką dla naszego syna. Mirosław był dumą taty i radością mamy, a do tego prawdziwym przystojniakiem, który odziedziczył błękitne oczy po ojcu.

Jak bardzo pragnęliśmy z mężem drugiego dziecka, ale wszystkie próby kończyły się niepowodzeniem. Z czasem nadzieja zgasła, a my dziękowaliśmy Bogu za to, co mamy.

Gdy nasz syn skończył 18 lat, przyprowadził do domu swoją dziewczynę. Maria była dobra, serdeczna i miła. Szybko znalazłyśmy wspólny język, odkrywając, że mamy wiele wspólnego. Najważniejsze dla mnie było jednak to, że dziewczyna kochała mojego syna szczerze i bezinteresownie.

Ślub odbył się trzy miesiące później, chyba u nas w rodzinie to już tradycja. Młodzi zamieszkali z nami. Nie było żadnego dyskomfortu. Przez pierwszy miesiąc prawie ich nie widywaliśmy, bo rodzice Marii podarowali im wycieczkę do Sopotu. Wrócili z podróży poślubnej jeszcze szczęśliwsi.

Wieczorem cała rodzina zebrała się na kolacji. Dzieci dzieliły się wrażeniami z podróży, opowiadały ciekawe historie, chwalili się pięknymi zdjęciami z wakacji. Poszłam do kuchni zaparzyć wszystkim herbatę, Maria przyszła i zapytała, czy potrzebuję pomocy.

– Pani Walentino, może pomogę? – zwróciła się do mnie synowa.

– Kochanie, jaka ze mnie pani Walentyna, mów do mnie "mamo" – poprosiłam żonę mojego syna.

– Jakoś dziwnie i niezręcznie mi tak do pani mówić – przyznała Maria.

– Całe życie marzyłam o córeczce, ale Bóg mi jej nie dał, więc byłabym szczęśliwa, gdybyś to ty została moją córką.

Dziewczyna nie odpowiedziała, tylko delikatnie mnie przytuliła i pobiegła do swojego męża. Tej nocy siedzieliśmy razem do późna, a potem wszyscy poszliśmy spać. W nocy obudził mnie hałas w przedpokoju, wyszłam zobaczyć, co się dzieje. Mirosław szybko zakładał buty.

– Synu, co się stało? – zapytałam zaniepokojona.

– Rafał znów wpadł w jakieś kłopoty. Zadzwonił, poprosił, żebym po niego pojechał. Zaraz wracam, nie martw się, nie budź Marii, bo będzie na mnie zła.

Patrzyłam, jak mój syn wychodzi z mieszkania i poczułam dziwny niepokój. Gdybym wiedziała, że nigdy go już nie zobaczę... Nie mogłam zasnąć. Minęła godzina, potem druga, a Mirosław nie wracał. Próbowałam dzwonić dziesiątki razy, ale telefon był wyłączony.

O świcie zadzwoniono z jego numeru i powiedziano mi, że miał wypadek. Nie udało się go uratować.

Nie mogłam w to uwierzyć. Myślałam, że to straszny koszmar. Ale kiedy nie mogłam się obudzić, zaczęłam krzyczeć i płakać na cały dom. Wbiegł mąż, a za nim Maria. Chciałam umrzeć w tej chwili, gdy powiedziałam im o śmierci Mirosława.

Pojechaliśmy razem na identyfikację. Próbowałam przekonać Marię, żeby nie wchodziła, ale nalegała. Moja dusza pozostała w tamtym pokoju, gdzie leżało zimne ciało mojego jedynego dziecka. Pamiętam, że spojrzałam na niego, a potem zapadła ciemność.

Ocknęłam się w szpitalnej sali. Obok była Maria, trzymała mnie za rękę i płakała.

– Uspokój się, kochanie, ze mną wszystko w porządku – wyszeptałam do synowej.

– Mamo, tak się przestraszyłam – odpowiedziała żona mojego zmarłego syna i rzuciła mi się w ramiona.

Jak grom z jasnego nieba w mojej pamięci pojawiły się słowa wróżki: "Otrzymasz upragnioną córeczkę, gdy stracisz syna". Łzy spłynęły mi po policzkach, a resztę pamiętam jak przez mgłę.

Choć namawialiśmy Marię, żeby została z nami, wróciła do swojej rodziny na wieś. Utrzymywaliśmy kontakt, a jaką radością była dla nas wiadomość, że dziewczyna jest w ciąży.

Nasz syn pozostawił po sobie cząstkę, zanim odszedł. Mówią, że Bóg zabiera do siebie tych najlepszych. Bez wątpienia Mirosław był aniołem wśród ludzi. Mam nadzieję, że znalazł spokój, a my z mężem odnajdujemy go w oczach naszej wnuczki Marty, które mają kolor nieba.