A nawet po prostu oddzielnie, aby każda gospodyni miała swoje miejsce do rządzenia.
Mieszkańcom miast na pewno łatwiej jest znaleźć pracę, a my możemy płacić za wynajem mieszkań, aby nie gnieździć się z rodzicami. Mądrzy ludzie mówią prawdę: „im dalej od rodziców, tym bliżsi sobie jesteśmy”.
Ale kiedy nadchodzi nieszczęście, nie wolno zapominać, że nasi starzy ludzie potrzebują naszej opieki i troski.
Miałam chłopaka, z którym mieszkałam prawie rok. Z małżeństwem, dziećmi i głównym atrybutem dorosłego życia – własnym mieszkaniem – nie spieszyliśmy się. Myślałam, że mamy czas. Okazało się, że nie mamy nic! I nigdy nie będziemy mieć! Mój Michał to najmłodsze dziecko w rodzinie. Ma dwie starsze siostry i brata. Wszyscy dawno założyli swoje rodziny, mają dzieci, a siostry mają jeszcze kredyty hipoteczne.
Osiem lat temu ich matka sprzedała mieszkanie w Warszawie, podzieliła pieniądze na dwie części i przekazała je córkom. Drugie mieszkanie, w formie ustnej, przekazała średniemu synowi, a sama wyjechała na wieś.
Z nią pojechał też Michał.
Mój były chłopak ukończył szkołę wiejską i wrócił do Warszawy, gdzie zamieszkał u jednej z sióstr. Wytrzymał tam trzy lata studiów, potem rzucił je i poszedł do pracy. Zaczął wynajmować pokój, potem – mieszkanie.
Z siostrą, u której mieszkał na prośbę matki, prawie nie utrzymuje kontaktu. Nie wiem, co się tam wydarzyło i nie chcę wiedzieć. Tak więc, mamy kobietę, która ma czworo dzieci. Dwie córki, dwóch synów, jedną prawowitą synową i dwóch zięciów. I mnie, po prostu współlokatorkę jej syna, używając oficjalnego języka. Nie żonę, nie narzeczoną, nie matkę jego dzieci!
Ale to właśnie mnie wybrano, abym pojechała na wieś, gdzie mieszkała ich matka! Miałam zapewnić opiekę ich matce – emerytce, która złamała nogę!
– Mama już na ciebie czeka! – Oświadczył mi Michał w grudniu.
– Odwołuj wszystko, zbieraj rzeczy, kupię ci bilet.
Tak odwiedził swoich braci i siostry, którzy również zostali poinformowani, że potrzebna jest osoba do opieki nad ich matką. Wszyscy tam wspólnie uzgodnili, że troska o mamę to sprawa najmłodszego syna!
A ja tej kobiety nigdy nie widziałam! Ani razu! A moja praca? Odwołanie wszystkich wizyt w przedświątecznym miesiącu oznaczałoby utratę stałej bazy klientów! Takiego czegoś by mi nie wybaczyli! Do tego większość klientów zapłaciła zaliczkę, którą musiałabym zwrócić.
Zaczęłam kombinować: jeśli cztery osoby zrzucą się po tysiącu złotych miesięcznie, to można znaleźć kogoś, kto zgodzi się jakiś czas zamieszkać na wsi. To opcja numer jeden!
Druga – zabrać matkę do siebie. Ma ogromny wybór, biorąc pod uwagę liczbę dzieci. Michał przekazał wszystkim moje propozycje. Nikt nie miał pieniędzy, w mieszkaniach też nie było miejsca. Siostry muszą pracować, bo inaczej nie będzie z czego spłacać kredytu hipotecznego, a brat ma żonę na drugim urlopie macierzyńskim.
Moglibyśmy się z Michałem ścisnąć, ale właścicielka mieszkania nie pozwoliła:
– W umowie jest zapisane, że mieszkacie we dwoje. Żadnych mam, tatusiów ani babć-dziadków! Nie podoba się – wyprowadźcie się!
Rozłożyłam ręce: zrobiłam wszystko, co mogłam, aby nie zaszkodzić swojej pracy. To nie moja wina, że jego brat i siostry nie dbają o matkę!
Postawiłam Michała przed faktem: nigdzie nie pojadę! Wszystkie te rozmowy trwały prawie tydzień. Ich mama miała dość czekania, postanowiła przyjechać sama. Gdzie? Do swojego mieszkania.
Potem wszystko jakoś się potoczyło: żona brata odmówiła mieszkania pod jednym dachem z takim „obciążeniem” i wyjechała z dziećmi do swojej matki. Sam brat obwinił za wszystko Michała: przecież umówili się, kto pojedzie i zaopiekuje się. Czyli ja! To się nazywa „poślubili mnie” bez mojej wiedzy.
Jedna siostra stanęła w obronie jednego brata, druga drugiego. Wszyscy się pokłócili. A winna została ja! Michał mnie rzucił, ale wcześniej zadzwonił do mnie i oskarżył o wszystko, co się dzieje u nich w rodzinie.
Wróciłam z pracy, z salonu kosmetycznego, gdzie wynajmowałam miejsce, a jego rzeczy już nie było. Z tego, co wiem, teraz mieszka z matką i bratem w miejskim mieszkaniu. Mama mówi, że mam szczęście. Przypomniała mi, że zawsze jest dla mnie miejsce w jej domu.
A ja sobie wyobraziłam: co by było, gdyby moja mama złamała nogę? Rzuciłabym wszystko i przyjechała! Nawet bym się nie zastanawiała! Wydaje mi się, że z podejścia mojego chłopaka do jego mamy można było wywnioskować, jaki byłby nasz związek: jak tylko pojawia się problem – chować się i zrzucać odpowiedzialność na kogoś innego!
A jego brata i siostry nie mogę zrozumieć: jak mogli wpaść na pomysł, żeby wyznaczyć mnie na opiekunkę. Obcą, w gruncie rzeczy, osobę. Zgadzam się z mamą – mam szczęście! Szczęście, że nie stałam się członkiem tej rodziny! Dobrze, że myślę tak samo jak moja mama."
Pisaliśmy również o: „Przynieśli nam rachunek, a Hans delikatnie zapytał, jak wolę zapłacić: gotówką czy kartą. A ja czekałam, że on zapłaci”: historia z randki
Może zainteresuje: „Spodobał mi się taksówkarz. Zamieszkaliśmy razem. Jego siostrze oddałam mieszkanie po rodzicach, a sąsiadka powiedziała, że to nie siostra”: z życia
Przypominamy: „Doprowadziłem się że nie nie mogę kupić chleba. Póki żyła moja Agata to dobrze nam się powodziło. Nie chcę prosić o pieniądze dzieci”:samotny dziadek