Dziś chcę opowiedzieć wam historię, która niestety nie zakończyła się happy end’em. Ta historie opowiedziała mi moja matka.
Moja córka ma już pięć lat. To była długo oczekiwana i planowana ciąża. Mój mąż i ja byliśmy bardzo szczęśliwi, kiedy dowiedzieliśmy się, że będziemy mieć dziecko. Ciąża rozwijała się dobrze, a poród przebiegł bez żadnych komplikacji. W pierwszym tygodniu życia Zofii – tak nazwaliśmy naszą córkę – wszystko było w porządku, mój mąż był zawsze z nami. Natomiast potem on wrócił do swojej pracy. Z jakiegoś powodu zaczął ciągle być zdenerwowanym. Zwłaszcza gdy córka płakała. Mąż ma taką pracę, że wieczorami musiał pracować w domu, a małe dziecko oraz płacz jego oczywiście rozpraszali. Właśnie mieliśmy problem z kolkami!
Następnie pojawili się problemy ze snem. Dziecko Spało w ciągu dnia i nie Spało w nocy. Dlatego przez całą noc nosiłam córkę w rekach, próbując ją uśpić. Mój mąż nie spał z nami w łóżku, co bardzo negatywnie wpłynęło na nasz związek. Zaczęliśmy się ciągle kłócić. Wtedy przyszedł mi do głowy dobry pomysł – przynajmniej tak mi wtedy się wydawało. Zaproponowałam mężowi spać w kuchni. Wszystko niby się poukładało. Dużo później zdałam sobie sprawę, jak okropny błąd popełniłam.
Na początku wszyscy byli zadowoleni. Mąż się wysypiał, a ja spalam z dzieckiem. Kłótnie z mężem się skończyły. Natomiast czasami potrzebowałam jego pomocy w nocy, na przykład w okresie ząbkowania, choroby lub zwykłego zmęczenia. Mąż był oczywiście zirytowany, że musiał wstawać. Miałam nawet poczucie winy z tego powodu.
Osobny sen nie mógł nie wpłynąć na nasze relacje z mężem. Niemal zawsze zasypiałam obok córki, kładąc ją do łóżka na noc lub podczas karmienia. Zostałam więc z nią do rana. Byłam tak zmęczona dzieckiem, że nie miałam siły ani chęci spędzić czas z małżonkiem. Zdałam sobie sprawę, że pilnie muszę coś zrobić, aby to zmienić. Zaproponowałam, żeby mąż wrócił do sypialni, on nie miał nic przeciwko, ale podczas kolejnej choroby córki sam wrócił do kuchni. Nie chciał już wracać do sypialni. Tłumaczył to tym, że na łóżku nie było wystarczająco dużo miejsca dla naszej trójki, samo łóżko mocno trzeszczało, przez to budziła się i płakała córka. Z biegiem czasu mój mąż przeniósł także komputer do kuchni. Od tego czasu nie miał nic do roboty w sypialni.
On w ogóle nie spędzał czasu z córką. Kiedy wychodził do pracy, jeszcze spała, a kiedy wracał, już spała. W weekendy również nie zbyt chciał spędzać z dzieckiem czas. Bardzo oddaliliśmy się od siebie. Poza rozmowami o dziecku nie mieliśmy już wspólnych tematów. Mimo tych rozmów on nigdy nie brał udziału w wychowywaniu dziecka. Spędziliśmy dwa lata na różnych łóżkach. W tym czasie córka już spała w swoim łóżku, ale mąż nie zechciał wracać do sypialni żony. W kuchni było wszystko, czego on potrzebował – wygodna sofa, lodówka, telewizor i komputer. Wtedy zdałam sobie sprawę, że więcej nas nie potrzebuje.
Wtedy zdecydowałam się na poważną rozmowę z mężem. Aby poprawić nasze relacje, zaprosiłam go na wspólne wakacje, ale odmówił i miał na to wiele wymówek. Na moją prośbę o wizytę u psychologa rodzinnego również zareagował negatywnie. Zdałam sobie sprawę, że naszej rodziny już nie da się uratować. Nasze uczucia zniknęły, a ja nie chciałam mieszkać z „sąsiadem”. Akurat wtedy postanowiliśmy się rozwieść.
Postępowanie rozwodowe było szybkie. Zostałam z mieszkaniem, a samochód pozostał u męża. Płaci alimenty, czasem przychodzi do córki. Po przeanalizowaniu naszej sytuacji uważam siebie za winną przez to, że wysłałam męża do kuchni. Mężczyzna również musi brać czynny udział w wychowywaniu dzieci, aby zrozumieć, ze wcale nie jest tak łatwa sprawa. Wtedy będzie doceniać i lepiej rozumieć swoją żonę.