Relacje z synową były tak złe, że teściowa nie wstydziła się kłamać. Opowiadała każdemu, kto chciał słuchać, co tylko podpowiadała jej wyobraźnia.
Najgorsze było to, że nigdy nie mówiła tego prosto w oczy synowej.
Marta nie pracuje – wcale. Nie wstaje o piątej rano, żeby zrobić śniadanie, usmażyć omlet, pomalować się i w pełnym makijażu obudzić męża i dzieci. Oczywiście, że karmi ich rano, może nawet i omletem, ale robi to w dresie, w piżamie, z niedbałym kokiem na głowie.
Władysław bierze syna Daniela i córkę Annę, biegnie pędem – jednego do przedszkola, drugiego do szkoły. A Marta? Marta robi sobie kawę i siedzi przed komputerem przez godzinę.
Potem coś tam posprząta, poprasuje, wrzuci rzeczy do prania, wyjdzie z psem na spacer – sama przyjemność z tym psem spacerować. Potem wraca do domu, maluje się, ubiera i czeka.
"Z żoną znaleźliśmy się w dziwnej sytuacji. Przyjechaliśmy na działkę a tam chaos. Wykopałi wszystkie nasze kwiaty. Złodzieje zabrali całą truskawkę"
„Sprzedałam działkę – teraz chodzę i płaczę. Tyle wspomnień, ale syn powiedział, żeby sprzedać, więc nie było wyboru”: historia mamy
„Bóg wezwał moją teściową do siebie. Zabieramy teścia do nas. Mieli psa, dużego, czarnego i kudłatego. Zabraliśmy go, a on przyniósł nam wiele zmian”
Wiek to tylko liczba: "Kilka lat temu musiałem mieszkać u babci i dziadka. Kiedy odjeżdżałem, zostawiłem u nich prawie wszystkie swoje rzeczy"
Przychodzą do niej te same niepracujące panienki – jedną pomaluje paznokcie, drugiej brwi uformuje, trzeciej doczepi rzęsy. A one płacą jej za to pieniądze, oj, jakie pieniądze – grosze. Siedzi na karku Władysława, choć mogłaby mieć trochę sumienia.
Tak właśnie opowiadała pani Nina, teściowa Marty, swoim przyjaciółkom, sprzedawczyniom w sklepie, pielęgniarce w szpitalu, sąsiadkom na oddziale – w zasadzie wszystkim.
— Pani Nino, ktoś do pani przyszedł.
— Ojej, coś mi się kręci w głowie, niech wejdzie do pokoju?
— Dobrze.
— Widzicie, taka paniusia siedzi w domu, przyszła.
— Dzień dobry, pani Nino.
— Cześć, Marto, oj, nie musiałaś się fatygować, wystarczyłaby mi zupa.
— Ależ nie, nie było mi ciężko.
— No i co tam u ciebie? – zapytała pani Nina, spoglądając na sąsiadki.
— Władek pracuje?
— No tak, myśli pani, że coś mogło się zmienić w ciągu dnia?
Nina Michajłowna zacisnęła usta.
— Rozmawiałam właśnie z sąsiadką, w sklepie potrzebują sprzątaczki, płacą 1300, a pracy tyle co nic.
— Pani Nino, czy brakuje pani pieniędzy? Przecież Władek daje, a Wiktor też...
— A no, wystarcza mi, dzięki Bogu wychowałam godnych synów, ale za dobrzy są. Dlatego mają takich na karku, co to na nich siedzą...
— Dobra, muszę lecieć, zdrowiejcie.
— Uhum, biegnij, kozo.
Widzicie, jaka? Udaje, że nie zrozumiała, że jej pracę proponowałam. Ale zmuszę ją do pracy. Nie pozwolę siedzieć na karku mojego syna.
— Te, co robią paznokcie i brwi z rzęsami, nieźle zarabiają, swoją drogą – odezwała się sąsiadka z sali, młoda kobieta. – Moja sąsiadka, dziewczyna po szkole, zrobiła remont, z matką jeżdżą do Turcji, kupiła samochód. Teraz nawet mieszkanie wynajęła, w domu już nie przyjmuje.
— Oj, co one tam zarabiają, grosze.
— Jakie tam grosze – powiedziała inna sąsiadka. – Moja córka też się tym zajmuje, całkiem nieźle zarabia.
— Naprawdę? No nie wiem – zastanowiła się pani Nina, zimno wzruszając ramionami.
W jej rozumieniu praca to fabryka, zakład, sklep albo biuro. Trzeba chodzić do pracy i pracować, pracować, pracować! A ta co? Paznokcie piłuje...
Starszy syn Wiktor ma żonę, Olivię. Ona to dopiero pracuje – w sklepie, wraca do domu bez rąk, bez nóg, a jeszcze musi zrobić wszystko w domu, nakarmić męża i dzieci, wyprać, poprasować...
A ta, Madonna, siedzi i piłuje paznokcie. No cóż, mówią, że zarabiają. Może Olivia też spróbowałaby? Przecież ma wolne dni. Muszę powiedzieć Olice.
Kilka dni później pani Ninę wypisali ze szpitala, a ona zaczęła wdrażać swój misterny plan w życie.
— Marta, pomyślałam sobie – zadzwoniła do synowej – w szpitalu wszystkie miały pomalowane paznokcie, wszystkie! Nawet starsze panie. Może bym i ja...
— Oczywiście! Proszę przyjść do mnie, dzisiaj klientka przełożyła wizytę na inny termin.
— A co? U ciebie trzeba się jeszcze zapisywać?
— Oczywiście. Proszę przyjść, czekam na panią.
Co za ważna paniusia, pomyślała teściowa, „proszę przyjść, czekam, umawiajcie się.” Często bywała w domu młodszego syna, ale nigdy w małym bocznym pokoiku, bardziej przypominającym składzik niż pokój.
To było królestwo Marty, jak sama mówiła pani Nina, tam Marta tworzy swoje piękno. Teściowa wyobrażała sobie, że synowa całymi dniami tylko się maluje, maluje i maluje.
Marta zaprowadziła panią Ninę do swojego królestwa. Teściowa była zdumiona sterylną czystością pokoju i dużą ilością światła – jak w szpitalu, pomyślała.
Marta przez dwie godziny, a może i dłużej, pracowała nad dłońmi pani Niny. Teściowa już nie mogła wytrzymać, chciała szybko wstać i rozprostować się, ale synowa z wielką precyzją malowała każdy paznokieć. W końcu Marta skończyła, a teściowa szybko pobiegła do domu, cicho pod nosem mówiąc „Dzięki Bogu.”
Podziękować? A za co? Przecierpiała dwie godziny głupoty, a ona jeszcze bierze za to pieniądze. Oburzona teściowa fukała pod nosem. Nowy manicure zauważyli wszyscy, wszyscy go chwalili.
Kierowniczka sklepu, do którego pani Nina chodziła od lat, zapytała, czy to u Marty robiła paznokcie, nazywając ją po imieniu i nazwisku.
— Tak, — odpowiedziała teściowa niedbale, — skąd pani to wie?
— Poznaję pracę mistrzyni, — zaśmiała się kierowniczka, pokazując podobny wzór na palcu serdecznym. — U niej to kosztuje sporo, — dodała.
— Naprawdę? — zdziwiła się pani Nina, — drogo?
— No pewnie, — teraz kierowniczka była zdziwiona, — dziwne, że nie wie pani, ile to kosztuje. Myślałam, że to uważa pani za tanie. A tu jeszcze narzeka, że pieniędzy nie ma. Dziwna jakaś…
Pani Nina zadzwoniła do Władka i prosto zapytała, dlaczego Marta nie pracuje.
— Mamo, co za bzdury. Marta pracuje, to że nie chodzi do biura, nie znaczy, że nie pracuje. I, swoją drogą, zarabia tyle samo co ja, a może i więcej! — pochwalił się syn.
Aha, tego właśnie chciała się dowiedzieć, więc Marta ma pieniądze. Na pewno oszukuje Władka. Patrzcie ją, zarabia więcej niż mąż! Trzeba, żeby i Oliwia...
Oliwia, starsza synowa, żona jej ukochanego syna Wiktora, w pewnym sensie była podobna do teściowej – bezczelna, trochę zazdrosna, głośna. Razem nie znosiły Marty.
Oliwia marzyła o tym, by znaleźć dla swojej młodszej siostry, Agnieszki, męża takiego jak Władek. A ten znalazł sobie taką wywłokę… A pani Nina po prostu jej nie lubiła, no bo kogoś trzeba nie lubić... Cały czas myślała, jak sprawić, żeby Oliwia, żona jej ukochanego starszego syna, zaczęła zarabiać tyle samo pieniędzy, co Marta.
To, że Marta, nie pracując ciężko, zgarnia tyle kasy, pani Nina była już pewna.
— Marta, — dzwoni do młodszej synowej, — naucz Oliwię wszystkiego, co sama umiesz, niech i ona sobie siedzi i robi paznokcie, zarabiając na tym.
— Nie mogę, — odpowiada Marta.
— A dlaczego?
— Nie mam pozwolenia na nauczanie, więc nie mogę.
— Co ty za bzdury opowiadasz? Ucz ją, boisz się, że Oliwia podkradnie ci klientów? I będzie zarabiać więcej niż ty? Dziś przyjdzie do ciebie, ucz ją.
— Nie!
— Nie chcesz, tak?
— Powiedziałam, że nie mam czasu, proszę mi wybaczyć.
— Ta wredna dziewucha. Poczekaj, poczekaj. Oliwia nauczy się i wszyscy do niej przejdą.
Po trzech tygodniach pani Nina przyszła ponownie na manicure. Marta musiała zrobić to po godzinach pracy, bo przecież nie można odmówić teściowej. Między słowami pani Nina wspomniała, że Oliwia nauczyła się robić manicure i ma nawet specjalny certyfikat.
I pracy też nie rzuca, będzie robić paznokcie w weekendy. Będzie miała pełno pieniędzy, a potem i rzęsy, i brwi, i włosy będzie obcinać. Więc wszyscy twoi klienci do niej pójdą!
Marta tylko się uśmiechnęła.
Kilka dni później teściowa zadzwoniła i zapytała, co z klientami.
— Jakimi klientami, pani Nino?
— Jak to? Władek ci nie powiedział? Kazałam mu, żebyś przekazała połowę swoich klientów Oliwii, z dobrą rekomendacją, że oto, proszę, jest świetna mistrzyni.
— Pani żartuje?
— Ja? Dlaczego? Dlaczego nie słuchasz męża? Nie jesteście rodziną? Wyślij do Oliwii klientów, trzeba jej przecież pomóc!
— Przepraszam, ale prosicie mnie o niemożliwe. Wiecie, ile lat pracowałam na ten poziom? Ile łez wylałam, ile razy słyszałam niezadowolenie? Ile musiałam znieść upokorzeń? A teraz mam po prostu oddać swoich klientów waszej Oliwii? Nie, nie, nie, i jeszcze raz nie! Nawet nie próbujcie o tym więcej rozmawiać. I swoją drogą, jesteśmy rodziną! Dlatego Władek nawet nie przekazał mi waszej głupiej prośby, bo on to wszystko doskonale rozumie!
Teściowa przyszła do Marty, kiedy ta miała klientkę, kłótliwą kobietę, która zawsze domagała się zniżki i wiecznie była ze wszystkiego niezadowolona. Marta jej nie lubiła i cieszyłaby się, gdyby ta kobieta przestała do niej przychodzić. Jednak klientka regularnie się pojawiała, chwaląc się wszem i wobec, że jest długoletnią klientką Marty.
Tym razem przyszła na korektę brwi. I właśnie wtedy pojawiła się teściowa. Marta nie chciała okazywać swojego niezadowolenia przy klientce, ale wewnątrz wszystko w niej wrzało.
— Przepraszam pani Inno, zaraz zrobię szybko herbatę dla teściowej — powiedziała Marta.
— Oczywiście, oczywiście, Marto! — powiedziała klientka, w myślach już czując, że zniżka jest jej dana jak na tacy, he-he.
„Ta dziewczyna jest droga, ale przynajmniej robi to dobrze, a piękno wymaga pieniędzy” – westchnęła Inna.
Marta nalała teściowej herbatę, ale ta szybko wślizgnęła się do gabinetu i zaczęła rozmawiać z klientką. Gdy Marta wróciła, teściowa wycofała się, spoglądając na synową z triumfem.
Klientka była czymś zaniepokojona i nawet zapomniała poprosić o zniżkę. Marta poprosiła teściową, żeby nie przeszkadzała jej w czasie pracy.
— Wyobraź sobie, że pracuję poza domem, że mnie tu nie ma. Następnym razem nie otworzę drzwi.
Teściowa jeszcze kilka razy przychodziła, próbując zareklamować taniego i dobrego mistrza, pokazując paznokcie, na których manicure zrobiła jej Marta.
Wieczorem Marta postawiła mężowi warunek, żeby zabrał matce klucze, bo inaczej nie ręczy za siebie.
Władysław zrobił lepiej — wymienił zamki. Ich sąsiad był ślusarzem i za godzinę oraz niewielkie pieniądze wymienił zamki. Żartując, powiedział, żeby nie dawać kluczy teściowej, a żeby Władek nie czuł się urażony, puścił oczko do Marty i dodał, że teściowej też nie warto dawać.
Władysław nie obraził się, wiedząc, jaka jest jego matka i jak różne jest jej podejście do synów. Teściowa przyszła i długo nie mogła zrozumieć, dlaczego klucz nie pasuje do zamka.
Zadzwoniła do Marty, ale ta nie odebrała, chociaż widziała, kto dzwoni. Telefon był w trybie cichym. Marta uśmiechnęła się i kontynuowała pracę.
Potem zadzwoniła do Władysława, żądając, aby ją wpuścił do mieszkania, bo musi pilnie coś powiedzieć Marcie, a ta „niegrzeczna dziewczyna” nie odbiera telefonu. Władek nawet nie chciał tego słuchać.
W końcu pani Nina zaczęła walić w drzwi z całej siły, co wzbudziło niezadowolenie złośliwej starszej sąsiadki, która zagroziła, że zadzwoni na policję.
— Dzwoń do siebie, stara wiedźmo — burknęła pani Nina.
Znowu zadzwoniła do Władysława i zasugerowała, że Marta zamknęła się w mieszkaniu z kochankiem. Już dawno ją o to podejrzewała. Nie pracuje, a pieniądze ma. „Na pewno nie zarobiła tego na paznokciach, brwiach i rzęsach” – pomyślała Nina.
Władek wysłuchał tego spokojnie, a potem powiedział matce, że przestaje ją wspierać finansowo. Ma czas i zdrowie, żeby biegać po mieście i zbierać plotki, niech więc znajdzie pracę, choćby jako sprzątaczka. Będzie jej pomagać tylko z opłatami za media i leki, i to wyłącznie na podstawie paragonów.
Dowiedział się również, że brat nie tylko nie pomaga matce, ale jeszcze bierze od niej pieniądze, które daje jej Władysław.
Ogólnie, jeśli matka nadal chce utrzymywać dorosłego syna, niech idzie do pracy i zarabia dla swojego ukochanego synka na jego zachcianki. Od Władka nie dostanie ani grosza więcej.
Nie zamierzał się tym przejmować, wiedząc o ich „układach”. Niech chociaż podziękują, że wciąż pomaga.
Było mu jednak trudno to mówić, bo serce się ściskało – w końcu to matka – ale to już naprawdę przekraczało wszelkie granice. Zastanawiał się, na co ona wydaje pieniądze, bo ciągle była zadłużona, mimo że z bratem nie zarabiają wcale tak źle.
A przecież żyje sama, zdrowie ma, dzięki Bogu, dobre, jedynie raz wylądowała w szpitalu z powodu cholesterolu...
Prawda wyszła na jaw przypadkowo, gdy usłyszał rozmowę matki z Olibią, która stwierdziła, że warto poprosić Władka, czyli jego, o więcej pieniędzy, „bo przecież wszyscy się zrzucają”. Oczywiście Wiktor nadal nie zamierzał nic dokładać. Miało to pomóc Olibii i Wiktorowi pojechać na wakacje, bo „dlaczego oni mieliby być gorsi”.
Chciał Władek powiedzieć, że wszystko słyszał, ale postanowił to dobrze rozegrać, i właśnie nadarzyła się okazja. Na pewno nie pozwoli skrzywdzić swojej Marty!
— Mało tego, że nie pracuje, siedzi na karku mężowi, to jeszcze odcięła syna od matki, wymieniła zamki, nie dała kluczy, żeby zabawiać się z kochankiem — mówiła wszystkim pani Nina, a niektórzy jej wierzyli.
A do tego jeszcze zadzwoniła pani Inna i zrobiła Marcie awanturę o „polecanego mistrza”. Marta nic nie rozumiała, o jakiego mistrza chodzi?
— Spaliła mi paznokcie, coś tam na nich nałożyła, straszne, straszne — krzyczała Inna. — Pozwę cię do sądu za nieodpowiednie zachowanie i kiepską jakość usług!
— To ja cię obsługiwałam? I co ma do tego zachowanie?
— Twoja teściowa! A może nie teściowa? Powiedziała, że to świetny mistrz i robi za pół ceny, a mi jeszcze da zniżkę, bo jesteśmy znajomymi!
— A co ja mam z tym wspólnego? Idź tam, gdzie to robiłaś, i tam się skarż. Przecież sama poszłaś za taniochą, no to masz, proszę bardzo.
— Nie oddacie pieniędzy?
— Jakie pieniądze? O co chodzi?
— To przynajmniej poprawcie to, co wasza krewna mi tutaj zrobiła, za darmo, oczywiście, jako rekompensatę za szkody moralne.
— Nie — powiedziała Marta — nie! I nie liczcie na to, przestańcie do mnie dzwonić.
Ach, czyżby to koniec z tą Inną?
Po roku małżeństwo zmieniło mieszkanie, kupując większe, o wiele większe. To stare mieszkanie postanowili zostawić puste i czekać, aż dzieci dorosną. Pani Nina zadzwoniła do Władka i powiedziała, że znalazła im lokatorów.
— Jakich lokatorów, mamo?
— Normalnych, przecież twoja żona całymi dniami nic nie robi, a ja już obejrzałam trzydziestu ludzi i znalazłam odpowiednich, wypłacalnych. A ja tu obok, mogę pilnować.
— Nie!!! Nie będziemy na razie wynajmować mieszkania, mamo! A jeśli będziemy chcieli, sami znajdziemy lokatorów, rozumiesz? Tam jest cały sprzęt Tani i jej dobrze wyposażone studio, będzie tam na razie przyjmować klientów. I kluczy ci nie dam, nawet o tym nie myśl. A jeśli wpadniesz na pomysł, żeby włamać się do mieszkania, złożę doniesienie, nie zważając na to, że jesteśmy rodziną. I przestań pleść bzdury, bo inaczej sama będziesz płacić za media, razem z twoim ukochanym synkiem, przecież on jest tam zameldowany, razem z rodziną? To moje ostatnie ostrzeżenie.
— A jeszcze jedno, kupiliśmy ci wycieczkę nad morze, tylko dla ciebie. Nie powiemy ci, dokąd, żebyś nie zabrała ze sobą całej swojej rodziny. Pakuj się, wyjeżdżasz dziś wieczorem. Nie zdążą twoi pasożyty wciągnąć się za tobą... Wszystko powiedziałem.
— Marta nie pracuje, synowa... Ani dnia, siedzi i tylko paznokcie piłuje... — mówiła do fal pani Nina. Nad morzem, swoją drogą, była po raz pierwszy, nie licząc tamtej wycieczki z rodzicami do Sopotu w ubiegłym stuleciu.
Już zapomniała, jak wygląda morze...
Pisaliśmy również o: „Marek nie jest moim wnukiem, ale dałem mu całą miłość, jaką miałem. Dałem mu mieszkanie, ale nie zaprosił mnie na wesele, chyba się wstydzi”: z życia
Może zainteresuje: „Mama przez 6 lat karmiła i pomagała mojej kuzynce dała jej pokój. Mama zachorowała, potrzebna była Diana, i wtedy zobaczyliśmy „wdzięczność”: z życia
Przypominamy: „Moja siostra to trudny nastolatek. Ja dostałam się na studia, więc rodzice dali mi mieszkanie. Siostra chce to mieszkanie dla siebie”: z życia