– Przeprowadzę się do Was, gdy urodzisz. Pomogę z dzieckiem, żeby ci było trochę łatwiej, - zasugerowała teściowa, gdy do porodu został tydzień.

Byłam zszokowana – na tyle, że nie mogłam nawet nic powiedzieć, ale mój mąż natychmiast zareagował i odpowiedział:

– Nie ma w tym potrzeby, mamo. Wziąłem urlop z pracy. Więc poradzimy sobie.

– Urlop? Po co ci to? - spytała bardzo zdziwiona teściowa.

– Co znaczy po co? Żeby pomagać z dzieckiem. W końcu jestem ojcem!

Popularne wiadomości teraz

"Całe życie zdmuchiwałam z ciebie kurz, a ty poszedłeś do swojej kochanki: to twoja wina"

"Skąd masz takie drogie ubrania, mój kochanek mi je dał": krzyknął mężczyzna, gdy znalazł ubrania, które ukrywała jego żona

"Czułam się zbyt stara i zbyt zmęczona, by mieć kolejne dziecko, ale Adam zrobił wszystko, co w jego mocy, by zmienić moje zdanie"

"Pobraliśmy się, gdy byłam już w siódmym miesiącu ciąży. Świętowaliśmy skromnie, tylko z najbliższymi. Po ślubie nie mieliśmy dokąd pójść"

– Przecież to nie ma żadnego sensu — odpowiedziała niezadowolona teściowa — musisz zarabiać, aby utrzymywać rodzinę. Odwołaj urlop, pomogę wam. Przecież ty nawet nie wiesz, jak prawidłowo trzymać noworodka! W jaki sposób zamierzasz pomagać?

– Doskonale wiem. Przecież chodziliśmy na warsztaty dla przyszłych rodziców. Tam wszystko nam opowiedzieli i pokazali. Dlatego umiem robić wszystko: kąpać dziecko, przewijać go, zmieniać pieluchy ...

– Jakie do cholery warsztaty? W końcu macie mnie. Mogliście dowiedzieć się wszystkiego ode mnie.

– Mamo, proszę cię, odpocznij spokojnie na zasłużonej emeryturze, przecież tak na nią czekałeś. Poradzimy sobie z własną córką, więc możesz się nie martwic.

Wreszcie urodziłam. Mąż nikomu nie powiedział, kiedy będzie wypis ze szpitala i po cichu zabrał nas z córeczką do domu. Okazało się, że ona ma dość spokojny charakter – ciągle jadła lub spała. Kiedy zaczynała płakać, braliśmy ja na ręce i natychmiast robiła się spokojna.

Pierwszy miesiąc po urodzeniu córki przeleciał jak jeden dzień. Przez ten czas zbliżyliśmy się z mężem do siebie jeszcze więcej. Urlop męża był bardzo dobrą decyzją, bo to właśnie wspólna opieka nad dzieckiem zbliżyła nas do siebie.

Gdy mąż znowu zaczął chodzić do pracy, wracając wieczorem do domu, nie bał się widoku brudnej pieluchy i wiedział, jak należy ubrać córkę na spacer. Lubił spędzać z nią czas, tak aby ja też mogłam trochę odpocząć, ponieważ po miesiącu spędzonym w domu z dzieckiem wiedział na pewno, że macierzyństwo nie jest łatwą sprawą.

Córka bardzo szybko rośnie. Jesteśmy bardzo dumni z jej małych sukcesów. Natomiast ona prawie nie widzi własnej babci, ponieważ teściowa bardzo obraziła się na nas, kiedy odrzuciliśmy jej ofertę pomocy. Ponadto nigdy nie dzwoniliśmy do niej z prośbą o radę co do wychowania wnuczki.

Kiedy kilka razy prosiliśmy ją, żeby wzięła wnuczkę na spacer lub spędziła z nią wieczór, za każdym razem odmawiała: „Przecież wszystko możecie zrobić samodzielnie".

Photo by Alex Pasarelu on Unsplash

Oczywiście, że możemy. Ponadto, zatrudniliśmy nianię, która, jak okazało się, była ostatnią kroplą dla teściowej. Powiedziała, że nie czuje żadnego pokrewieństwa z wnuczką, wiec możemy być całkowicie samodzielni i niezależni, jeżeli tego chcemy.

Zdaje sobie sprawę z tego, że teściowa chciała z nami zamieszkać, aby udzielać rad, pouczać nas oraz dzielić się swoim doświadczeniem w wychowywaniu dzieci. My jednak zdecydowaliśmy inaczej i naszym zdaniem mieliśmy takie prawo.

Nikt nie zabraniał teściowej odwiedzać nas, zapraszaliśmy ja do siebie wiele razy, ale za każdym razem słyszeliśmy odmowę z powodu jej obrazy. Byliśmy zmęczeni ciągłym przekonywaniem, więc zatrudniliśmy nianię, co jeszcze więcej ją obraziło. W rezultacie jej obraza przerodziła się w jakąś bzdurę i teraz ona nie uważa swoją wnuczkę za swoją wnuczkę.

Nie chciałam, żeby wszystko tak się potoczyło, jak i mój mąż. Chcieliśmy po prostu przeżyć pierwszy miesiąc życia naszej córki we trójkę, aby zdać sobie sprawę, że jest nas już troje, a nie dwoje.

Doskonale znam charakter teściowej, więc mogę sobie wyobrazić, jak ona pomagałaby nam: dawałaby nam ciągle polecenia, jak i co robić, wtrącałaby się we wszystkie sprawy, nawet gdyby jej o to wcale nie proszono, szczególnie w nasze relacje z mężem. Zdecydowanie nie potrzebuję takiej „pomocy”.

Jeśli ona chce się obrażać, to proszę bardzo, to jej sprawa. Natomiast moim zdaniem jest to bardzo głupie zachowanie. Po co to wszystko? Po co “pielęgnować” swoje obrazy? Przecież czas leci i w jakimś momencie ona zacznie bardzo tego żałować, ale niczego nie można będzie już przywrócić.