Niewielu mężczyzn zdaje sobie sprawę, jak trudne jest bycie matką i jakiej cierpliwości to wymaga. Czasem jednak los może nas nauczyć szacunku do cudzej pracy w sposób wymuszony.

Długo zastanawiałem się, czy warto podzielić się tą historią, ale ostatecznie postanowiłem to zrobić. Moje doświadczenie może być impulsem dla innych mężczyzn, by bardziej doceniali swoje żony. Moja Zuzanna jest teraz na urlopie macierzyńskim.

Po raz pierwszy zostaliśmy rodzicami, mamy cudownego syna, Marka. Zuzanna zajmuje się opieką nad dzieckiem i domowymi obowiązkami, a moim zadaniem jest zapewnienie rodzinie środków do życia.

Ostatnio nasza firma pracuje na pełnych obrotach. Zmieniło się kierownictwo, a jak to bywa, „nowa miotła zamiata po nowemu”, więc każdy pracownik jest zagrożony. Trzeba pracować nadgodziny, aby utrzymać stanowisko.

Wracam do domu zmęczony, rozdrażniony i głodny. Chcę ciszy i spokoju, ale Zuzanna zaczyna zadawać pytania i opowiadać o swoim dniu. Co robiła, gdzie była, jak się zmęczyła.

Popularne wiadomości teraz

"Grzegorz nie śmiał sprzeciwić się matce, a ja wypłakałam się na weselu. Goście myśleli, że to łzy szczęścia. On jej relacjonował, co robił": z życia

Top 10 zabawnych zdjęć zwierząt, którym fryzjer zrobił psikusa

Ta wiewiórka wie co to przyjaźń. Nagranie z jej udziałem podbija Internet

Na świat przyszedł szczeniak z oczami jak z bajki. Jego widok rozczuli każde serce

youtube.com

Często nie wytrzymywałem i zaczynałem kłótnie, mówiąc, od czego mogłaby być zmęczona. Mieszkanie jest małe, nie mamy gospodarstwa ani ogrodu, a syn bawi się zabawkami. Wszystko, co musi zrobić, to przygotować kolację i posprzątać w pokojach.

Zuzanna obrażała się i szła płakać do łazienki, a ja sprawdzałem, co jest w garnkach, jadłem i szedłem odpocząć do sypialni. Jednak niedawno musiałem na własnej skórze doświadczyć, jak to jest być na urlopie macierzyńskim.

Zuzanna źle się poczuła, pojechaliśmy do szpitala. Lekarze powiedzieli, że trzeba usunąć wyrostek. W pracy wziąłem urlop, aby zająć się synem. Nasi rodzice mieszkają daleko, więc nie było nikogo, kto mógłby nam pomóc.

Po powrocie ze szpitala zabrałem się za obowiązki domowe. Posadziłem Marka w kojcu, dałem mu zabawki i zacząłem gotować obiad oraz zmywać naczynia. Nie minęło nawet pięć minut, a mały zaczął płakać. Musiałem wziąć go na ręce i uspokoić. W międzyczasie kasza wykipiała i się przypaliła.

Znowu posadziłem syna w kojcu, a sam zabrałem się za czyszczenie kuchenki, przy okazji oparzyłem rękę. Poszedłem do łazienki, aby znaleźć maść, a syn został sam w pokoju i wpadł w histerię. Zapomniałem o maści i pośpieszyłem do dziecka.

Tym razem nie wypuszczałem Marka z rąk i znowu zabrałem się za gotowanie kaszy. On nie chciał siedzieć w miejscu, musieliśmy chodzić. Podczas gdy chodziliśmy po pokojach, kasza znowu się przypaliła, a mieszkanie wypełnił dym.

Postanowiłem zjeść coś poza domem. Zacząłem ubierać Marka, ale on płakał i się wykręcał, więc kiedy w końcu się ubraliśmy, byłem już cały spocony. Byliśmy gotowi do wyjścia, kiedy mały przypomniał sobie, że musi iść do toalety.

Znowu się rozbieramy, potem znowu ubieramy. W końcu poszliśmy do kawiarni, zamówiłem sobie jedzenie. I wtedy przypomniałem sobie, że dziecko jest głodne. Poprosiłem o zapakowanie jedzenia na wynos.

Zabieram Marka i biegnę do domu, aby przygotować mu kaszę. Gdy go karmiłem, kasza nie trafiła tylko do ust syna – podłoga, stół, płytki i moja koszula też były w kaszy.

Spojrzałem na zegarek, a to już siódma wieczorem. Czas na kąpiel, masaż i położenie dziecka spać. Marek bez mamy nie chce zasnąć, płacze. Uspokajam go, noszę, aż ręce odpadają.

W końcu zasnął. Boli mnie głowa, burczy mi w brzuchu, bolą plecy, ale nie idę spać. Trzeba jeszcze posprzątać.

Zalałem garnki, umyłem naczynia, wyczyściłem kuchenkę, zamiótłem podłogę w kuchni. Poszedłem do łazienki, a tam góra prania, wrzuciłem je do pralki.

W łazience zabawki Marka pływały w wodzie. Gdy wszystko wyciągnąłem, wytarłem i uporządkowałem, już sam nie miałem ochoty się kąpać, a jeszcze nic nie jadłem. Wszystko zostawiłem, bo musiałem zadzwonić do żony. Martwi się, pyta, jak sobie radzimy bez niej.

Prawie się rozpłakałem, ale nie pokazałem słabości. Powiedziałem, że mamy wszystko pod kontrolą, żeby się nie martwiła. Wtedy przypomniałem sobie, jakim byłem gburem, gdy po pracy się z nią kłóciłem i zarzucałem jej, że nic nie robi.

Nie zdążyłem się położyć, a Marek się obudził. Znowu płacze, chce do mamy, a ja jestem przy nim, z tego samego powodu. Rano obudziłem się z uczuciem, jakby ktoś mnie przez całą noc bił.

Nakarmiłem Marka i pierwszą rzeczą, którą zrobiliśmy, było kupienie kwiatów dla mamy. Kiedy wróci do domu, już nigdy nie powiem jej złego słowa i będę we wszystkim pomagać.

Dlatego, panowie, szanujcie swoje żony! Nawet nie wyobrażacie sobie, ile pracy wykonują każdego dnia, bez odpoczynku i bez wdzięczności. Myślę, że miłe słowa i kwiaty bez okazji nigdy nie będą zbyteczne.