Czasami trzeba oddać ostatnie, aby pomóc i ocalić małe życie.

Ale życie jest sprawiedliwe i zawsze wynagradza dobrych ludzi.

Od pewnej kobiety odszedł mąż. Mały sklep, w którym pracowała, zamknął się.

Płakała, smuciła się, ale cóż zrobić: spakowała swoje rzeczy, wsadziła swojego starego kota do transportera, kupiła bilet do innego miasta, na północ, i wyjechała.

Znalazła tam pracę, wynajęła małe mieszkanie i razem z kotem zaczęli sobie układać życie. Zima akurat nadeszła, zimna i długa.

Popularne wiadomości teraz

Historia z pociągu: "Pani jechała do syna aby zająć się wnukami. Droga daleka, w przedziale był starszy mężczyzna, który jadł herbatniki z wrzątkiem"

„Witaj córeczko, jak się masz. Och, przepraszam, nie będę przeszkadzać”. Dzieci ignorowały Marię, a rano zadzwoniono ze szpitala”: z życia

"Każdego ranka na okno kuchenne przylatuje wrona. Każdego poranka próbuje dostać się do mojego domu. Może ma dla mnie jakieś wieści": z życia

"Powiedziałam wyraźne Nie, bo nie chcemy teraz oddawać naszego mieszkania. Nasz syn jest niezadowolony, nazwał nas skąpcami i niewdzięcznymi": z życia

Pewnego wieczoru kobieta spieszyła się do domu z pracy i koło swojego bloku usłyszała żałosne „Miau!”. Spojrzała, a pod ławką przed blokiem stoi kartonowe pudełko, a w nim kocięta. Małe, trzęsą się z zimna — pięć kociąt.

— Gdzie ja was wezmę? Mam kota, mieszkanie wynajęte, sama prawie głoduję — tak powiedziała kociętom. One, jakby słuchając, zamilkły, a kiedy skończyła, zaczęły miauczeć jeszcze żałośniej.

Stękając i trochę kląc w myślach: na życie, na siebie, na zimną zimę, kobieta podniosła pudełko i wciągnęła je do klatki, a potem do windy i do mieszkania.

Stary kot natychmiast podbiegł i z ciekawością obejrzał pudełko i jego zawartość.

Potem było ciężko: kocięta trzeba było karmić butelką, bo same jeszcze nie potrafiły jeść — tak powiedział weterynarz. Kobieta musiała wstawać w nocy i co kilka godzin karmić całą piątkę. Weterynarz powiedział też, że jedno kocię ma odmrożoną łapkę i na zawsze pozostanie kaleką.

Kobieta nie spała nocami, pracowała dniami, a wieczorami rozwieszała ogłoszenia po okolicznych domach, umieszczała zdjęcia w internecie — szukała kociętom domu.

„Dobre ręce” się znalazły, cztery pary dobrych rąk. Gdy kocięta podrosły, zabierano je po kolei: niektóre — sąsiedzi z klatki, inne — z ogłoszenia z sąsiedniego domu, niektóre wywieziono na wieś, aby łapały myszy.

Tylko jedno, to kalekie kocię, zostało nikomu niepotrzebne.

— Nie mogę cię zatrzymać! — mówiła kobieta do kocięcia, a przede wszystkim do siebie.

— Wypłaty starcza akurat na jedzenie dla mnie i starego kota, drugiego nie dam rady utrzymać. I musiałam podjąć drugą pracę, aby spłacić długi u weterynarza, specjalne jedzenie dla ciebie i twoich braci i sióstr.

Tak mówiła, patrząc na dwa koty, starego i młodego, bawiące się ze sobą. Potem powiedziała stanowczo:

— Nie wyrzucę cię przecież na ulicę, co robić, jeśli nikt cię nie chce, zostajesz! Będziesz Grudniem, bo znalazłeś się w grudniu.

Kot został, a w styczniu stało się nieszczęście: zachorował stary kot. Weterynarz powiedział, że zaraził się czymś od kociąt, jego odporność była osłabiona. Trzeba było go leczyć, zastrzyki, tabletki. Długi kobiety tylko rosły.

Prawie umarł stary kot, ale kobieta wyciągnęła go z tego stanu, musiała sprzedać futro i laptop: „Nic nie szkodzi, jakoś sobie poradzimy — mówiła — tylko wyzdrowiej”.

Kot wyzdrowiał. Kobieta, pracując na dwóch etatach, stopniowo spłaciła wszystkie długi.

W troskach minęła zima, nadeszła wiosna, spóźniona, ale tak bardzo wyczekiwana północna wiosna.

Pewnego wieczoru siedzieli we trójkę na balkonie: kobieta, stary kot i młody podrośnięty Grudzień. Kobieta piła herbatę z tymiankiem, a koty wdychały wiosenne powietrze. Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Wszyscy poszli otworzyć.

W drzwiach stał mężczyzna w średnim wieku w roboczym ubraniu. Zapytał: „Czy zostały jeszcze u pani kocięta? Mieszkam w sąsiednim bloku, widziałem ogłoszenie, myślę sobie, zadzwonię, ale jakoś się nie składało: praca, potem zdrowie nawaliło, dopiero teraz wydobrzałem, myślę, spełnię marzenie z dzieciństwa, wezmę kota, bo samemu smutno”.

Kobieta bąknęła, patrząc to na mężczyznę, to na młodego kota: „Przepraszam, zapomniałam zdjąć ogłoszenie. Czworo oddałam, został tylko Grudzień, ma łapkę… ale on już jest nasz… ale proszę wejść, wejść, nie stój w drzwiach, napijemy się herbaty z tymiankiem?”.

Mężczyzna zgodził się, powiedział, że czarna herbata z tymiankiem to jego ulubiony napój.

Czy to ta wiosna, czy to herbata z tymiankiem…

Ale mówią, że znalezione zwierzęta przynoszą szczęście: teraz żyją razem, kobieta, sąsiad i dwa koty. W grudniu oczekują powiększenia rodziny, myślą nazwać synka Zbigniewem.