Rozebrałam się z jego narzędzia pracy, nie jest dla mnie problemem wymiana żarówki, zasadzenie ogródka. Sama jeżdżę konno i przygotowuję siano dla bydła na zimę. Muszę naprawić płot, położyć łupek, przyciąć suchą gałąź.
Moi sąsiedzi są dobrzy. Młode małżeństwo z piękną córką. Zlata kupuje mi leki w mieście, a Maksym pomaga mi z drewnem na opał. Tak się składa, że mając dwójkę własnych dzieci, muszę przyjmować pomoc od obcych.
Kiedy Valera jeszcze żył, jego synowie przyjeżdżali w odwiedziny, ale kiedy ich ojciec zmarł, zupełnie zapomnieli, jak dotrzeć do matki. Dzwonię do najstarszego z nich i proszę, by pomógł mi zasadzić ogród, a on mówi mi, że może kupić tyle ziemniaków, ile potrzebuje.
Potem dzwonię do młodszego, ale on zawsze jest zajęty pracą. „Nie wiem, czy uda mi się wyjechać, mamo. Pewnie nie powinnaś na mnie czekać”.
Jeśli moje dzieci nie mogą przyjechać, proszę je, aby przywieźli przynajmniej moje wnuki. Dzieciom będzie lepiej na wsi, na łonie natury, ze wszystkim z ogrodu, świeżym.
Oni też nie mogą tego zrobić, mówią, że nie mam z nimi nic wspólnego, między tym jest złe połączenie. Nie czekam na żadną pomoc, wizytę czy telefon.
Miesiąc temu udało mi się pojechać na wędkarstwo, mąż przekazał mi swoje zamiłowanie do tego zajęcia. Nie wiem jak to się stało, że poślizgnęła mi się noga i wpadłam do wąwozu. Ciężko było się stamtąd wydostać. Zanim dotarłam do domu, moja noga strasznie spuchła.
Zadzwoniłam do moich synów i poprosiłam ich, żeby przyjechali i zabrali mnie do szpitala, ale wszyscy powiedzieli, żebym zadzwoniła po karetkę. Ponownie poprosiłam sąsiadów o pomoc.
Zlata natychmiast zadzwoniła do męża, wyszła z pracy i zabrała mnie do szpitala. Lekarz zbadał mnie i wysłał na prześwietlenie.
Kiedy wszystkie manipulacje zostały wykonane, był już wieczór, a Zlata i Maksym czekali i martwili się. Codziennie przychodzili do mojego szpitala, przynosili mi jedzenie i witaminy. Kupowali to, co przepisał lekarz. Moi synowie nigdy się nie dowiedzieli, a synowa tym bardziej.
Kiedy wróciłem do domu, Zlata nie zostawiła mnie na pastwę losu. Biedactwo, zawsze grzebie w kieszeni, a potem przybiega do mnie. Zamknąłem oranżerię na zimę dla nas dwojga i pomagałem, jak mogłem. Ze złamaną nogą niewiele można zrobić.
Krótko mówiąc, ci nieznajomi stali mi się tak bliscy, że nie mogę już nawet nazywać ich nieznajomymi. Zastanawiałam się, jak im się odwdzięczyć i postanowiłam ponownie zarejestrować mój udział, mój i mojego zmarłego męża, na rzecz Zlaty.
Kiedy gips został usunięty, poprosiła ją, żeby zawiozła mi do notariusza i rozpoczęłam ponowną rejestrację. Celowo poszedłam do biura, w którym pracuje moja najstarsza synowa.
Oczywiście Julia dowiedziała się o wszystkim, a wieczorem miałam gości. Nie uwierzysz, przyszli obaj moi synowie i przywiezli swoje wnuki. Chcieli nawet zostać z matką przez kilka dni.
Nie jestem głupia, wiem, gdzie jest pies pogrzebany, ale nie spieszy mi się z oznajmieniem im mojej decyzji. Dałam synom pracę, synową wysłałam do ogrodu, a wnuki do zbierania owoców w ogrodzie.
Biedactwa pracowały dla mnie cały dzień, a wieczorem zasiadły do kolacji. Byli wyczerpani i źli, a ja powiedziałem im, że zostawiam ziemię sąsiadowi. Prawie udławili się na śmierć.
Powiedzieli, że zwariowałam i nie mam sumienia. Pozostawienie własności obcej osobie, gdy moje dzieci jeszcze żyją.
-„Wiesz, życie nauczyło mnie, że czasami obcy są drożsi niż rodzina”.
Moi synowie przez chwilę milczeli, synowe tylko rzucały mi gniewne spojrzenia, a dzieci na podwórku hałasowały. Najstarsza synowa wtrąciła:
- „No, jak nie myślisz o synach, to pomyśl o wnukach!
-"Myślę, każdego wieczoru myślę! Wyciągam zdjęcie i patrzę, jak wyglądają, żeby nie zapomnieć ich twarzy, bo widzę je tak często, że nie mam dość”.
Moi krewni zdali sobie sprawę, że nie można mnie powstrzymać, więc spakowali się i wyjechali do swojego miasta, grożąc, że całkowicie mnie opuszczą. A ja siedzę tutaj i myślę, czy to coś zmieni w moim życiu?