Historia złodzieja, który wzbudzał strach i przerażenie, rozpoczęła się w urokliwej wiosce Sromowce Wyżne koło Szczawnicy. Mężczyzna ten nosił imię Andrzej Szczerba-Bazaliński, znany także jako "postrach Podhala". Jego życie stworzyło mroczną opowieść przypominającą legendę o słynnym Janosiku.
Andrzej Szczerba-Bazaliński zaczynał swoją przestępczą karierę od drobnych kradzieży i rozbojów, zdobywając szybko reputację żądnego pieniędzy bandyty. Nawet w młodym wieku nie cofał się przed kradzieżami kur sąsiadom, zabieraniem papierosów rówieśnikom i stosowaniem przemocy wobec tych opornych.
Jego zamiłowanie do łatwego zysku przerodziło się w organizację złodziejskiej szajki, która terroryzowała mieszkańców od Nowego Targu do Szczawnicy.
Nawet po kilku latach spędzonych w więzieniu, gdzie jego szajka trafiła latem 1921 r., Andrzej Bazaliński nie zamierzał zrezygnować ze swojego przestępczego trybu życia. Po wyjściu na wolność odbudowywał swoją bandę, powracając do rabunków, kradzieży i podpaleń.
Podhalańscy górale ponownie odczuli atmosferę strachu, a prasa opisywała go jako dzikiego zwierza, który raz skosztowawszy krwi ludzkiej, nie cofał się przed niczym.
"Nie potrzebuję męża, który nie potrafi zadbać o rodzinę": kiedy odmawiałem na zaloty w pracy, moja żona już miała kogoś tajemniczego." Z życia
Pocałunek losu. Tylko cztery znaki zodiaku osiągają oszałamiający sukces w życiu
Te trzy znaki zodiaku wśród kobiet rządzą światem. Mają wielką siłę wpływu
Wybraniec fortuny: najszczęśliwszy oraz najsilniejszy znak zodiaku
Uzbrojeni w broń palną, Bazaliński i jego bandyci atakowali wsie, rabując dobytek górali. Zbójecka natura sprawiła, że czuli się bezkarni, dosiadając swoich małych rączych koników i znika...
Po odbyciu ośmiu lat w więzieniu, Bazaliński nie zrezygnował ze swojego przestępczego trybu życia. Odbudowując swoją bandę, powrócił do rabunków, kradzieży i podpaleń, przywracając atmosferę strachu na Podhalu. Jego dzikie i bezwzględne czyny okrzyknięto opowieściami, które krążyły po całym regionie.
Jednym z najokrutniejszych epizodów w historii Bazalińskiego był morderstwo w podzakopiańskiej Zońkówce. Góralska chałupa padła ofiarą włamania, a Reginę Chycową-Mulik zaatakowano brutalnie. Pomimo desperackich próśb o łaskę, Andrzej nie zważając na nic, uderzył siekierą, aż ostrze roztrzaskało jej głowę.
Noc z 22 na 23 listopada 1930 r. pozostanie w pamięci jako moment, gdy życie tej góralki zostało brutalnie przerwane. W chałupie przebywali także dwaj wnukowie, 9-letni Janek i 6-letni Jędrek, oraz służąca Anna Mąkówna. Młody Jędrek był jedynym świadkiem, który przetrwał krwawą masakrę. Ranny i obficie krwawiący, dotarł do rodziców, przekazując im horror, który widział.
Los Andrzeja Szczerba-Bazalińskiego obrócił się przeciwko niemu, gdy został osaczony przez policję po kilku miesiącach grabieży. Pomocą okazały się podhalańskie góry, które miały już dość terroryzowania przez cygańskiego watażkę. Przewieziony do więzienia w Nowym Sączu, Bazaliński nie załamał się. Świadomy konsekwencji recydywy, postanowił za wszelką cenę uciec.
3 czerwca 1934 r. Sąd Okręgowy w Nowym Sączu skazał go na karę śmierci przez powieszenie. Choć podjął próbę ucieczki i samobójstwa, nie udało mu się uniknąć kary. 9 grudnia 1934 r. "postrach Podhala" zawisł na szubienicy, kończąc swoją krwawą i bezwzględną historię. Andrzej Szczerba-Bazaliński zmarł w wieku niespełna 35 lat, pozostawiając po sobie legendę, która wciąż budzi mieszane uczucia na tych malowniczych, podhalanskich terenach.