Po wykładach często zaglądam do ojca. Jeśli jest na operacji, czekam w jego gabinecie. Siedzę w jego fotelu, czytam podręcznik do literatury, kiedy nagle do środka wpada sympatyczny chłopak, wysoki, szczupły, z wyrazistymi brązowymi oczami.
– Och! A myślałem, że tu jest pan Paweł – speszył się, a mnie to rozbawiło. Uśmiechnęłam się.
– Prawie. Pani Anna do usług – udało mi się wywołać uśmiech na jego twarzy. Gdy się uśmiechał, na policzkach pojawiały mu się dołeczki, które dodawały mu jeszcze więcej uroku i słodyczy.
– Jeśli zna się pani na złamaniach otwartych – to chętnie skorzystam z porady.
Podniosłam książkę, aby mógł przeczytać tytuł:
"Nie mogłam sobie przypomnieć na co wydałam 150 euro. Była myśl: „A może te pieniądze zabrał Artur?” Ale przecież nie mógłby się tak zachować" Z życia
"Zostawcie męża w spokoju. Jak wam nie wstyd zabierać tatusia dziecku – patrzyła na mnie spojrzeniem pełnym determinacji. Spakowała walizkę." Z życia
„Siostra zaczęła kręcić nosem, znudziły jej się tanie produkty, chce żyć jak wszyscy normalni ludzie zamawiać pizzę. Mama milczała ale ja nie.”Z życia
"Chciał urządzić żonie awanturę, ale zrozumiał, że jego Lucy to bardzo mądra kobieta. Dała mu możliwość przeżyć jeden dzień w jej roli." Z życia
– Wybacz, ale bardziej jestem od literatury.
Naszą lekką rozmowę przerwał ojciec. Wpadł do gabinetu, zdejmując w biegu rękawiczki. Cmoknął mnie w czoło, kazał Markowi chwilę zaczekać, a mnie uprzedził, że mamy zjeść kolację bez niego. Dużo pracy.
Wróciłam do domu, ale nie mogłam przestać myśleć o tym chłopaku. Ojciec nazywał go Markiem. Jakie piękne, literackie imię. Wypowiedziałam je na głos, smakując, czy pasuje do moich ust.
Tej nocy śnił mi się wysoki, szczupły chłopak o pięknych, brązowych oczach. Spacerowaliśmy po salach, podczas gdy on oglądał pacjentów, a ja recytowałam mu swoją ulubioną poezję.
Następnego dnia, po wykładach, znów poszłam do taty, który zaprosił mnie na obiad. Gdy widujemy się rzadko z powodu jego pracy, zawsze stara się nadrobić stracony czas. Idąc na stołówkę, rozglądałam się na wszystkie strony, mając nadzieję znów go zobaczyć. Podczas obiadu leniwie dziobałam swoje danie widelcem, co chwilę się rozglądając.
– Córciu, dzisiaj go nie ma. Odsypia po dyżurze – ojciec uśmiechał się ukradkiem, a ja udałam, że nie rozumiem, o co chodzi.
– Ja tylko patrzę, ilu macie pacjentów.
– A ja po prostu kiedyś też byłem młody i doskonale cię rozumiem – tata wyciągnął telefon i zaczął pisać komuś wiadomość. Nie zwracałam na to uwagi, bo robi to cały czas.
Po około dwudziestu minutach żegnaliśmy się przed wejściem do szpitala.
– A oto i on! – tata pomachał komuś ręką. Stałam tyłem, więc nie widziałam, ale gdy się odwróciłam, obok mnie stał Marek.
– Ledwo zdążyłem na autobus. W czym mogę pomóc?
– Właściwie to twoja pomoc potrzebna jest nie mi, a Annie. Pisze referat o literatach związanych z medycyną. Zostało niewiele czasu, obiecałem pomóc, ale nie daję rady. Pomożesz?
– Oczywiście, nie ma sprawy!
W rzeczywistości nie było żadnego zadania; tata celowo wszystko wymyślił, żeby zaaranżować nam coś w rodzaju „randki”. Swoją drogą, jestem mu za to wdzięczna do dziś.
Z Markiem jesteśmy małżeństwem już dwa szczęśliwe lata.