Po przyjeździe wszyscy zrzucili swoje rzeczy i usiedli do stołu. Oczywiście przygotowałam się na ich przyjazd. Przygotowałam wiele smakołyków, posprzątałam, upiekłam ciasto.
Stół był zastawiony, chociaż nie było żadnej szczególnej okazji. Po kolacji wszyscy rozproszyli się po łóżkach, a ja wzięłam się za sprzątanie.
Rano wstałam przed wszystkimi i zaczęłam przygotowywać śniadanie. Wszyscy zjedli śniadanie, podziękowali mi i pojechali w swoje sprawy. Po obiedzie krewni wrócili.
Brat męża został w domu, a jego żona z córką poszły na zakupy. Nikt mnie nie zaprosił. Obsługiwałam gości, gotowałam kolację i sprzątałam w pokojach po szaleństwie gości.
Wieczorem wszyscy krewni znowu usiedli do stołu. Pysznie posilili się i zaczęli się zbierać do domu. Wydawałoby się, że wszystko w porządku, ale jest mi tak przykro!
Jak można przyjechać w gości z pustymi rękami, wiedząc, że będziesz mieszkać trzy dni w cudzym domu? Mają swoje gospodarstwo - mogli przynieść mleko, mięso, przetwory. Nawet moim dzieciom nie dali lizaków, chociaż dla bratanków przygotowałam upominki.
Moi rodzice nie wychowali mnie w taki sposób. To przecież elementarna kultura i wyraz szacunku dla gospodarzy. Nikt mi nie pomógł ani posprzątać ze stołu, ani umyć naczyń, ani pokroić sałatek. Czuję się oszukana.