Tolerujemy ją tylko z szacunku, bo jest mamą Aleksandra. Gdy widywaliśmy się rzadziej, byliśmy sobie bliżsi. Ludzie mają rację, mówiąc, że odległość potrafi zbliżyć krewnych.

Jednak historia z produktami rozjaśniła wszystko i teraz nawet cieszymy się, że przeżyliśmy ten „wesoły weekend”.

Pani Nata mieszkała sto pięćdziesiąt kilometrów od miasta, w małej wiosce. Z tego powodu bywała u nas raz, góra dwa razy w miesiącu.

– Daleko pojechaliście! Czy nie mogliście znaleźć czegoś bliżej? – marudziła za każdym razem, gdy spotykaliśmy ją na dworcu.

– Gdybyście mieszkali bliżej, widywałabym was częściej.

Popularne wiadomości teraz

Ważny komunikat od Andrzeja Piasecznego do jego wiernych fanów. Co ma do powiedzenia

Szybki deser. Sernik bez pieczenia

Na co swędzi lewe kolano?

Modlitwa za twojego dziecka

W odpowiedzi na słowa teściowej tylko chytrze się uśmiechałam. Podobała mi się ta odległość, która nas dzieliła i pomagała utrzymywać dobre relacje.

Wiedziałam, że dam radę przetrwać wizytę Pani Naty. Jednak byłam rozczarowana wiadomością, że teściowa niespodziewanie postanowiła przejść na emeryturę.

– Będę u was częściej! – "pocieszyła" nas.

– Ale przecież my pracujemy – pospieszyłam przypomnieć teściowej.

– Wiem, ale teraz będę mogła przyjeżdżać nie na dzień, a na trzy! – zaskoczyła nas.

– A tak w ogóle, przyjadę w tę sobotę! Niech Aleksander mnie odbierze, bo będę z torbami.

– Dobrze – mój drżący głos zdradził, że bardzo zdenerwowałam się tą wiadomością.

Poinformowałam męża, że za trzy dni jego matka będzie u nas.

– W sobotę, mówisz? – zamyślił się Aleksander.

– Mieliśmy chyba iść do kina?

– Tak, będziemy musieli przełożyć to na piątek – odpowiedziałam zdezorientowana – praktycznie od razu po pracy. A tak w ogóle, ona już mnie zaskoczyła.

– Czym? – uśmiechnął się Aleksander.

– Twoja mama przeszła na emeryturę i powiedziała, że będzie częściej u nas – odpowiedziałam z wymuszonym uśmiechem.

– Nie, nic mi nie mówiła – wzruszył ramionami mąż, nie widząc w tym większego zagrożenia.

W piątek, po pracy, wróciliśmy do domu, przebraliśmy się, zjedliśmy coś i zaczęliśmy szykować się do wyjścia do kina. Nie zdążyliśmy jednak wyjść za drzwi, gdy zadzwoniła Pani Nata.

– Synku, za dziesięć minut będę na dworcu! Odbierzcie mnie! – z radością wypaliła.

– Jak to? Miałaś przyjechać jutro? – zdziwił się mąż.

– Zdecydowałam się dzisiaj – spokojnie odpowiedziała Pani Nata.

– Przecież macie jutro wolne, więc wam nie przeszkodzę.

– Dobrze – burknął Aleksander, a po zakończeniu rozmowy spojrzał na mnie zakłopotany.

– Co? – zmarszczyłam brwi, domyślając się, że teściowa jest już blisko.

– Mama jest w mieście…

– Świetnie! Mieliśmy się umówić na sobotę! Dlaczego zmienia plany bez uzgodnienia z nami? Czy ona myśli, że nie mamy innych spraw niż czekanie na jej przyjazd? Trzeba było powiedzieć, że nie możemy!

– Proponujesz zostawić ją na dworcu? – uśmiechnął się Aleksander.

– Nic się nie da zrobić. Będziemy musieli przełożyć to na przyszły tydzień i powiedzieć, żeby więcej nie przyjeżdżała niespodziewanie.

Byliśmy zawiedzeni, bo zamiast wybrać się do kina, pojechaliśmy na dworzec kolejowy. Pani Nata już na nas czekała na peronie z wielkimi chińskimi torbami.

– Mamo, co tam masz? – syn przytulił ją.

– Mięso. Będziemy mielić farsz i robić gulasz! – poklepując Aleksandra po plecach, oznajmiła kobieta. – Słoików nie brałam, widziałam, że macie je w szafie. Musimy tylko wstąpić do sklepu i kupić liście laurowe oraz przyprawy.

– Dlaczego u nas? Po to przyjechałaś?

– Bo potrzebuję pomocy! Druga synowa nie ma czasu, jest zajęta dziećmi, a wam i tak jest nudno w weekendy. Pomyślałam, że was trochę zabawię – zaśmiała się.

Spojrzeliśmy na siebie przerażeni. Nie mogliśmy pojąć, dlaczego trzeba było tłuc się trzy godziny pociągiem podmiejskim, by robić gulasz i mielić mięso. Gdy wysiedliśmy z samochodu, zauważyłam, że jedna z toreb przecieka krwią.

– Samochód – jęknęłam, uświadamiając sobie, że teściowa zabrudziła bagażnik swoimi torbami.

– Nic się nie stało, wytrzecie – zaśmiała się, wręczając synowi torby, po czym weszła do klatki schodowej.

– Z takimi torbami nie można dalej iść! – krzyknęłam za nią. – Chyba że zamierzasz umyć klatkę?

– Czy nie macie sprzątaczki? Ona umyje podłogę. Płaci się jej za to – wzruszyła ramionami teściowa, zakładając ręce na piersi.

– Żartujesz? – Zaczekaj tutaj, zaraz przyniosę worki – dodałam, wyprzedzając teściową i wchodząc do klatki.

Zeszłam po dziesięciu minutach. W tym czasie teściowa zdążyła zmęczyć syna swoimi narzekaniami.

– Co za krowa – burknęła Pani Nata, widząc, że wreszcie wychodzę z klatki. Pod jej oburzone jęki zapakowaliśmy rozpuszczone mięso do worków.

– Nie wyrzucać tych toreb! – rozkazała teściowa, widząc, że właśnie to zamierzałam zrobić.

Brudne torby musieliśmy zgnieść i zapakować w worki. W drodze do mieszkania Anastazja Michajłowna narzekała i wzdychała, krytykując nas za nadmiar dobrego wychowania.

– Gotujemy dziś! – oświadczyła nam. – Nie ma co odkładać na jutro!

Cały wieczór spędziliśmy na mieleniu mięsa i gotowaniu gulaszu. Z odrazą marszczyłam nos od mdłego zapachu tłuszczu, który rozszedł się po mieszkaniu.

– Nie, więcej nie pozwolę gotować takich rzeczy w naszym mieszkaniu! – postawiłam męża przed faktem.

– Mam nadzieję, że następnym razem tego nie będzie – mruknął Aleksander, który musiał mielić mięso na starej radzieckiej maszynce, bo teściowa uznała, że nasza polska automatyczna się nie nadaje.

W sobotę również znalazła nam zajęcie. Nagle postanowiła robić leczo. Do jego przygotowania przydzieliła nas, każąc obierać paprykę, pomidory i cebulę. Dopiero w niedzielę mogliśmy odetchnąć, bo teściowa szykowała się do wyjazdu.

– Zostałabym u was dłużej, gdybyście mieli więcej miejsca w lodówce – burknęła. – Musicie kupić większą lodówkę. Widziałam w sklepie taką wielką, z dwoma drzwiami.

– Nie, dziękuję, ta nam wystarczy, – uśmiechnęłam się sztucznie, dając teściowej do zrozumienia, że jej zdanie nikogo nie interesuje.

– Niesłusznie! Powinniście bardziej słuchać moich słów, – powiedziała teściowa, mrużąc chytrze oczy.

– Dobrze, czas zapakować słoiki do toreb. Przynieście je z balkonu.

Byliśmy gotowi zrobić wszystko, byle tylko w końcu wróciła do domu. Bez zmrużenia oka zapakowała wszystkie słoiki do toreb i kazała przynieść mięso.

– Mamo, a nam nic nie zostawisz na spróbowanie? – zapytał Aleksander, zdając sobie sprawę, że matka postanowiła zabrać ze sobą wszystkie słoiki i mięso.

– Po co? Macie pieniądze! Kupcie sobie sami! Ja i twój brat nie mamy tyle pieniędzy, co wy, – odpowiedziała teściowa pewnym głosem.

– Skąd wiesz, ile mamy pieniędzy? – zmarszczył brwi Aleksander, niezadowolony z jej słów.

– Widzę, jak żyjecie. Nic więcej nie muszę wiedzieć, – odpowiedziała kobieta z przebiegłym uśmiechem. – Dobra, idę się ubrać!

Aleksandra zirytowały słowa matki. Tak bardzo go dotknęły, że ledwo powstrzymał się od zrobienia awantury. Ja, chcąc odpocząć od teściowej i przewietrzyć porządnie mieszkanie, nie pojechałam z nimi na dworzec. Sasza odprowadził matkę na stację i pomógł jej wnieść torby do pociągu.

Na pożegnanie nie powstrzymał się i powiedział cicho:

– Nie waż się więcej przyjeżdżać do nas ze swoimi produktami. Rób przetwory u siebie albo u brata, skoro wszystko jest dla was.

Aleksandrowi nie chodziło o te słoiki z gulaszem czy mielonym mięsem, ale o to, że matka nie zaproponowała nam nawet jednego słoika na spróbowanie. Po kilku miesiącach zapomniała o słowach syna i znowu wybierała się do nas z zapasami.

Jednak Aleksander pospieszył, by przypomnieć jej o tym, co wcześniej mówił, oznajmiając, że nie wpuści jej do samochodu, jeśli przyjedzie z torbami. Po tym Pani Nata rzadziej zaczęła nas odwiedzać, bo poczuła urazę za to, że nie chcemy pomagać jej w robieniu przetworów!

Ale nas to nie obchodzi! Przecież mamy „dużo pieniędzy” i kupimy sobie to, czego potrzebujemy! Aleksander też ma żal do matki! Myślę, że ma rację!

Pisaliśmy również o: "Magda wróciła z zarobków, zobaczyła kobietę przed domem w swoim szlafroku. To Julia, zaraz sobie pójdzie- powiedział mąż": historia o sprawiedliwości

Może zainteresuje:  "Mąż poprosił o spędzenie 2 dni u syna, on przygotowuje dla mnie niespodziankę. A dzieci nawet nie chciały zjeść ze mną. Niewdzięczni": historia matki

Przypominamy:  "Teściowa krzyczała na mnie, że jestem tu nikim i nawet nie potrafię urodzić, chociaż to kłamstwo. Musiałam szybko uciekać": wyznanie przyjaciółki