Czułem, że to jest kobieta, z którą chcę spędzić resztę życia.

Był wtedy kryzys, urodziło się nasze pierwsze dziecko. Moja żona otrzymywała marne grosze, a nie żadną pomoc od państwa, więc ciężko pracowałem. Pamiętam, że nie wracałem do domu przez kilka dni.

A w domu zawsze czekała na mnie ukochana i syn. Na stole był ciepły obiad, domowy barszcz z pączkami czy pierogi z kwaśną śmietaną.

A na deser zawsze coś słodkiego, na przykład placek z wiśniami albo naleśniki z czekoladą. Pytała mnie, co słychać w pracy. Dodawała otuchy miłym słowem, gdy było ciężko.

Rano, zanim jeszcze się obudzę, słyszę, jak żona przygotowuje w kuchni śniadanie - kawę i jajka. Nieopodal leży torba z obiadową przekąską - kawałkiem ciasta, kotletami z ziemniakami i surówką.

Popularne wiadomości teraz

Natychmiast powiedziałam siostrze: „Opiekowałaś się rodzicami, dom jest twój, nie roszczę sobie do niego pretensji”

"Mieszkam we Francji od dłuższego czasu. Niedawno przyjechałam i zobaczyłam, jak moja matka nadal istnieje - dokładnie tak, jak istnieje"

„Wolałbym wyrzucić te pieniądze i nie dawać ich tobie. Gdzie była twoja głowa, kiedy wybierałaś mi zięcia: teraz siedzisz w biedzie”

„Wybacz mi, moje dziecko, że nie chciałam cię widzieć z wizytą i nigdy nie powiedziałam dobrego słowa, miałam ku temu swoje powody”

Jednak dopiero kiedy odeszła, zdałem sobie sprawę, że w rzeczywistości zrobiła wiele razy więcej niż ja...

Wydaje się, że to drobnostka, prawie niezauważalna w codziennym życiu. Ale gdy tylko Marta odeszła, poczułem się samotny we własnym domu.

Przez prawie miesiąc żyłem we mgle. Wydawało się, że to zły sen. Budziłem się, a moja żona spała obok mnie, uśmiechając się słodko. A w pokoju obok śpi Piotrek i leży jego plecak. Ale nie...

Wziąłem się w garść, gdy uświadomiłem sobie, że nie tylko ja przeżywam ciężkie chwile. Muszę opiekować się synem, bo ma dopiero 8 lat.

Oczywiście nie mogłem zastąpić jego matki. Na śniadanie jedliśmy przypalone jajka, a nawet udało mi się zrobić gorzką herbatę! I nie mówię tu o zakładaniu nowego prześcieradła na koc. Często syn albo ja gubiliśmy białe ubrania i dostawaliśmy kolorowe albo skarpetki, więc Piotrek chodził do szkoły w różnych parach.

Potem coś zaczęło śmierdzieć w lodówce. Okazało się, że to zepsuta sałatka, którą już dawno należało wyrzucić.

Zobaczyłem, że syn próbuje mi pomóc. Rano sam się ubiera, ale ja i tak potem szczypię guziki jego koszuli. Próbował ugotować nam obiad i potłukł prawie wszystkie talerze.

Ale nie kłóciłam się. Wspieraliśmy się nawzajem.

W weekendy syn przynosił mi obiad do pracy, a ja starałam się kupić mu coś smacznego w sklepie, bo bałam się gotować. Często rozmawialiśmy o mojej mamie.

Najlepszy komplement, jaki kiedykolwiek otrzymałam w kwestii gotowania od syna, to zdanie: "To mamy było smaczniejsze i lepsze, ale twoje jest równie dobre!".

Tak żyjemy już od prawie roku. W każdą niedzielę chodzimy na grób mojej mamy. Szkoda, że dopiero teraz zdałam sobie sprawę, jak wiele spoczywało na jej wątłych barkach! Gdyby nie mój syn, już dawno bym się poddał i popełnił samobójstwo.