Nie narzekałam na to życie, bo byłam szczęśliwa obok ukochanego.
Jednak przez długi czas nie mogłam zajść w ciążę. Początkowo myślałam, że mój organizm po prostu nie był gotowy, bo byłam młoda. Ale z roku na rok nic się nie zmieniało, zawsze widziałam tylko jedną kreskę na teście.
Co miesiąc chodziłam na badania lekarskie i oddawałam próby. Ze względu na ten stres często płakałam i z zazdrością spoglądałam na młode matki spacerujące w parku przed domem.
Mężowi to było obojętne. Wydawało się, że taki styl życia mu odpowiada. Mówił, że brak pieniędzy i nie jest pewien, czy będzie dobrym ojcem! W skrócie, był przeciwny.
Nie traciłam nadziei, że pewnego dnia będę trzymać swoje własne dziecko na rękach. Modliłam się codziennie, prosiłam Boga o pomoc i chodziłam do kościoła. Minęło już 10 lat, ale moja wiara nie wygasła. Pewnego dnia poczułam poranne mdłości. Szybko pobiegłam do apteki i kupiłam test. Płakałam z radości, gdy zobaczyłam dwie kreski! Oto moje szczęście, Bóg wysłuchał moich modlitw!
Ale reakcja męża mnie po prostu zatkała. Mówił, że nie chce tego dziecka, nie jest gotów być ojcem w wieku 35 lat! Zebrałam wszystkie swoje rzeczy i przeprowadziłam się do rodziców. Moja mama wszystko rozumiała, dlatego unikała pytań dotyczących Michała. Tata codziennie kupował mi pyszne owoce, a mama nie odstępowała mnie na krok.
Michał rzadko dzwonił i nigdy nie pytał o mój stan. Nie interesowała go ciąża, a gdy zaczynałam opowiadać o córce, kłócił się i rzucał słuchawką. Codziennie czekałam na ten moment, gdy otworzę drzwi, a Michał będzie stał na progu z prezentami dla córki.
Chciałam, abyśmy razem spacerowali z niemowlęciem w parku, bawili się i wspólnie ją wychowywali, bo przecież jesteśmy rodziną! Patrzę na córeczkę i płaczę. Mam wrażenie, że nie ma swojego prawdziwego ojca.
Ostatnio wróciłam do domu, bo chciałam zabrać kilka rzeczy i ważne dokumenty. Michał radośnie mnie przywitał, zorganizował romantyczną kolację. Rozmawialiśmy o wszystkim, tylko nie o własnej córce. A gdy zapytałam, dlaczego się tak zachowuje, odpowiedział ostro.
Powiedział, że przyzwyczaił się do tego, że obok niego jest tylko ja. Nie wytrzymałam i pojechałam do domu. Nie rozumiem, dlaczego Michał tak negatywnie odnosi się do swojego własnego dziecka?
Nie potrafię go przekonać, że Anna to prawdziwe szczęście. A on odmawia nawet słuchania o córce. Nie wiem, czy warto rozwodzić się z takim niewłaściwym ojcem, bo przecież go bardzo kocham…