W pierwszych miesiącach po ślubie cieszyliśmy się naszym nowym statusem. Miałam nadzieję, że ten spokój w naszym związku będzie trwał jak najdłużej. Ale tak się nie stało.

Niedawno spotkałam się z koleżankami. Oczywiście rozmawiałyśmy o naszych mężach. Jedna z moich przyjaciółek zaczęła aktywnie chwalić swojego męża.

Nie mogę uwierzyć, że już jestem mężatką! Mam wrażenie, że nasz okres bukietów z cukierkami jeszcze się nie skończył. Andrzej wysyła mi kwiaty przynajmniej raz w tygodniu. I oczywiście nie zapomina o wszelkiego rodzaju prezentach” - podzieliła się z nami.

"I wtedy pomyślałam - kiedy ostatni raz Adam mi coś dał? Przypomniałam sobie - pierścionek, kiedy poprosił mnie o rękę! Ale to był prezent. Więc nie był to prezent.

W drodze do domu ze spotkania z przyjaciółmi tak się rozkręciłam, że postanowiłam poruszyć ten temat z mężem.

Popularne wiadomości teraz

„Życie nauczyło mnie, że czasami nieznajomi są drożsi niż rodzina: nawet wstyd im o tym mówić”

'Nadszedł czas, abyś opuściła urlop macierzyński. Nie jestem bankomatem. Tylko wiesz, na co wydać. Idź do pracy i naucz się ubiezpieczać”

„Jak mógł zaproponować coś takiego swojej matce. To nie jest odbieranie kotka z ulicy. To jego matka – skomplikowana i skąpa kobieta”

„Mama prosi mnie, żebym dochowała tajemnicy i nie niszczyła szczęścia mojej siostry: „Wiesz, przez co przeszła. Zrobiłabym to samo dla mojego dziecka”

"Kochanie, czy okres słodyczy i bukietów już się dla nas skończył? Czy w ciągu ostatnich kilku miesięcy nie otrzymałam od ciebie ani jednej niespodzianki? „Co, ożeniłeś się i uspokoiłeś?” Uśmiechnęłam się.

"A co ty sobie myślałaś? Wszyscy tak robią. Najpierw kwiaty i prezenty, potem inne priorytety po ślubie. „Musimy kupić mieszkanie, ulepszyć mój samochód i powoli oszczędzać na nasze dzieci” - odpowiedział Adam, jakby nic się nie stało.

Jeszcze przez kilka dni czułam się lekko urażona, ale potem przestałam się tym przejmować. Nie jestem dziewczyną, która błaga o prezenty. Jeśli mężczyzna uważa za konieczne dawanie prezentów tylko w święta, cóż, niech tak będzie.

Ale później miałam nowy powód do zmartwień. Była nim matka mojego męża. Kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy, wydawała się wspaniałą kobietą. Nieustannie zabiegała o moje względy i mówiła mi, jakie to szczęście, że jej syn ma żonę, a ona synową.

Ale ta sytuacja nie trwała długo. Po tym, jak się pobraliśmy, ta kobieta prawdopodobnie zdała sobie sprawę, że straciła syna. Zaczęła więc pokazywać zęby, że tak powiem, w kontaktach ze mną.

Ciągle komentowała mój wygląd - widać, że lubi długie włosy u dziewczyn, a ja miałem krótką fryzurę. Czasami mówiła, że nie powinniśmy kupować mieszkania, bo ceny są tak wysokie, że powinniśmy poczekać. Czasami po prostu pojawiała się w naszym domu bez zapowiedzi, czego naprawdę nie lubię.

Takich rozmów mieliśmy z dnia na dzień coraz więcej. Mój mąż nie chciał niczego zmieniać i sprzeciwiać się swojej matce. Dlatego każdego dnia słuchałam coraz więcej jej niepotrzebnych zaleceń i czułam presję.

Oczywiście nie mogło to nie wpłynąć na mój nastrój. Każdego dnia czułam, że małżeństwo to nie taka różowa historia. W jakiś sposób wszystko stawało się zbyt trudne. A wisienką na torcie był fakt, że Adam został zwolniony z pracy.

Starałam się traktować to ze zrozumieniem i wspierać go. W końcu jestem żoną! Ale sam Adam popadł w depresję i kompletnie się rozkleił. Codziennie narzekał, że nie ma zbyt wielu dobrych ofert pracy. Od trzech tygodni próbuje znaleźć nową pracę.

Nie chcę rozwodzić się z mężem. Ale zdałam sobie sprawę, że muszę podjąć aktywne kroki. Wiele się nagromadziło. Pomyślałam, a gdyby tak postraszyć go rozwodem? Z pewnością zachęciłoby go to na wszystkich frontach.

Musimy porozmawiać. Od ślubu poświęcasz mi znacznie mniej uwagi, w ogóle mnie nie rozpieszczasz, nie chronisz przed matką i jej gangami. A teraz jeszcze praca. Próbuję ci pomóc, ale ty nie chcesz mojej pomocy. Krótko mówiąc, jeśli tak dalej pójdzie, powinniśmy ze sobą zerwać” - powiedziałam.

"Minęły dwa dni, odkąd jestem w stanie przejść do porządku dziennego nad tym, co się stało! Spodziewałem się każdej reakcji na słowa o rozwodzie - szoku, strachu, a nawet skandalu. Ale nie całkowitej obojętności!

Nie chcę rozwodu i mam nadzieję, że ominie nas czarna passa i wszystko się ułoży. Ale fakt, że perspektywa naszego rozwodu w ogóle go nie przeraża, bardzo mnie denerwuje.